I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link




















I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link



















Open text

Od autora: Rozdziały 2 i 3 książki „Dialog w ciszy” Wyzwolenie Przepraszam, drogi czytelniku, ale często w mojej historii zwracam się do Pana. Nie myślcie, że się agituję, po prostu w moim życiu nieustannie z Nim rozmawiam. A skoro już rozpoczęliśmy szczerą rozmowę i postanowiłam opowiedzieć Wam o moim cudownym uzdrowieniu, po pielgrzymce do świętych relikwii Panteleimona Uzdrowiciela i o spotkaniu z Bogiem na oddziale intensywnej terapii, to pozwólcie mi żebym był sobą w rozmowie z Nim w Twojej obecności. Mój ojciec! Nie ma ziemskiej miary mojej wdzięczności wobec Ciebie za dar zrozumienia Twoich podpowiedzi, za możliwość poczucia Twojej mocnej, ojcowskiej ręki w czasie, przerywającej czasem moją histerię policzkiem. Nigdy nie zapomnij lekcji, której udzieliłeś mi w maju 1996 roku. Następnie w Moskwie, na terenie klasztoru Nowy Athos, tymczasowo umieściłeś relikwie św. Pantelejmona Uzdrowiciela. A pielgrzymi przybywali do niego z całego byłego Związku Radzieckiego. Usłyszałem tę wiadomość na mojej Ukrainie i jakaś niepewna myśl zrodziła coś w stylu: „Och, szkoda, że ​​nie mogę tam pojechać…”. Ale migawka skrzypnęła: nie ma pieniędzy, nie ma gdzie się zatrzymać. A tam na pewno była dwudniowa kolejka... Takie śmiecie myśli próbowały zagłuszyć udręki mojej duszy, bezdźwięczne wołanie o pomoc. Ale Ty, mój Ojcze, ujrzałeś prawdę i podałeś mi pomocną dłoń. Rozumiem, że to była pożyczka. Moja przyjaciółka Evdokia obiecała dać mojemu mężowi Germanowi dużą sumę pieniędzy na tymczasowy użytek. Ale trzeba było jechać do Moskwy po pieniądze i... interesy nie pozwoliły mężowi wyjechać, więc poszłam z rygorystycznymi instrukcjami: „Nie spóźnij się!” Przez chwilę się cieszyłam – „Może uda mi się dotrzeć do Panteleimona?!”. Ale w Moskwie pozostały mi trzy godziny - wystarczyło udać się do najbliższego kościoła, kupić świece, kadzidła i ikony, aby dać je i Dusję moim duchowym uczniom w odległej Jakucji. Ku mojemu wstydowi nie pamiętam nawet nazwy tego małego kościoła. W tym czasie był naprawiany, wszędzie leżały worki z cementem i deskami. Na zwykłych pudełkach przykrytych haftowanymi ręcznikami znajdowało się kilka ikon, a na korytarzu znajdował się potrzebny mi kiosk, a w nim mnóstwo pięknie wykonanych ikon, poświęconych relikwiom Panteleimona Uzdrowiciela. Kupiwszy wszystko, czego potrzebowałem, wszedłem do środka i przez długi czas nie mogłem się zdecydować, aby gdzieś postawić świecę. Chodziła w kółko z ponurymi myślami, patrząc pod nogi. Wchodząc ponownie na cement, pomyślałem z irytacją: „Nie znalazłem tu żywego Boga, nie powinienem był tu przychodzić, powinienem był szukać innego kościoła”. Odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. I tak, kiedy moje ciało wyszło na korytarz, moja dusza weszła do prawdziwej świątyni! Świeca, która wypadła mi z rąk, potoczyła się pod ladę i żeby ją wydobyć, musiałam uklęknąć, pochylić się nisko, oprzeć dłonie i uderzyć czołem o podłogę. A wszystko to z głową skierowaną w stronę budowanego ołtarza. „O Boże! Sprawiłeś, że pokłoniłem się i uderzyłeś mnie czołem!” Cała się trzęsłam. Podnosząc oczy pełne łez, ujrzałam Twoje surowe, ale pełne miłości spojrzenie z jakiejś ikony w głębi kościoła. „O tak! Jesteś tutaj! Nigdy mnie nie opuściłeś, a tym bardziej tej błogosławionej świątyni”. Z całkowitym zamrożeniem mózgu, z odrętwiałym spojrzeniem, powoli wstałem. Dopiero po chwili zauważyłem przestraszoną sprzedawczynię z kiosku i usłyszałem: „O Boże, kobieto, tu jest dla ciebie adres, idź do Panteleimona, musisz się z nim spotkać”, a ona podała mi kartkę ze szczegółowym opisem drogi do klasztoru. Ale jak mógłbym tego nie potrzebować, skoro w wieku trzydziestu pięciu lat cierpiałem na całą masę chorób, z których połowa była nieuleczalna i sprawiała mi ciągły i narastający ból. Miałem ograniczone ruchy, słuch, wzrok, sen i odżywianie. Co zostało? Najnowsze konsultacje lekarzy dały „pocieszające” rokowania – jeśli nie pojawią się nowe infekcje, to mój organizm wytrzyma jeszcze maksymalnie dwa lata. Dopiero sześć lat później dowiaduję się, że to wszystko jest dziełem wirusa tocznia rumieniowatego. W tym samym momencie wiedziałam tylko, że umieram... Zaczęłam przygotowywać dzieci do życia bez mojej pomocy, beze mnie. Ale nie bałam się śmierciponieważ Jestem zmęczony nieznośnym bólem. Tabletki mimo ogromnej ilości niewiele pomogły. Szukałam sposobu, aby zakończyć swoją udrękę, a jednocześnie, aby ją ukryć, często się modliłam: „Panie, jeśli możesz mnie zbawić od grzechu samobójstwa, ześlij mi cierpliwość… lub… oswobodzenie." ...I oto jestem w Moskwie, w metrze, jadąc do relikwii Uzdrowiciela. Nadal czuję suwerenną rękę Pana na szyi i potylicy. Przywracając pamięć, po raz setny padam na twarz i z drżeniem wstaję z kolan... Pamiętam, żeby nie stracić poczucia jedności z Ojcem Niebieskim. Słabo słyszę głosy współtowarzyszy podróży, ale rozumiem, że mówią o dwunastu godzinach oczekiwania w kolejce, pod klasztorem, przed... A ja mam tylko trzy godziny... Ale nie mogę zmienić trasy , mój mózg jest w oszołomieniu. Nie istnieję, jest tylko Świat, w którym coś się dzieje, a ja nie mam odwagi w to ingerować. Pełne zaufanie, poczucie ciepła, miłości i troski o mnie. To było tak, jakby Anioły prowadziły mnie za ramiona. Nawet się nie zdziwiłem, gdy po przybyciu do klasztoru zastałem w kolejce niewiele ponad dwadzieścia osób. Właśnie sobie uświadomiłem, że mam czas na pociąg i od razu o tym zapomniałem. Była pewna pewność, że tak się stanie! Moje serce śpiewało na cześć Alleluja! Bóg! Po raz kolejny w pełni poczułam Twoją miłość do mnie. Wpuściłeś mnie do sanktuarium! Teraz wszystko zależy ode mnie, mojej wiary, którą wzmocniłam patrząc wstecz. Minęło zaledwie kilka minut, a za mną w kolejce stały już setki osób. To było tak, jakby przestrzeń i czas, przepuszczając mnie do Cudu, ponownie zamknęły się w znajomym pierścieniu. Wtedy podszedł mnich i z błyszczącymi oczami podał mi i innej osobie stojącej w kolejce leczniczy olej konsekrowany przez relikwie. Trzymając go mocno w dłoni, zacząłem komunikować się z Uzdrowicielką. Raczej nie były to słowa, ale jęk cierpliwej duszy, bo chorowałem od piątego roku życia. Poczułam przypływ miłości, czci i uczestnictwa we wszystkim, co się działo, poczułam przenikanie boskiej mocy we wszystko, co ruchome i nieruchome. A żeby zobaczyć cały Świat, mocno zamknęłam oczy. Skulony pod własnym sercem, zamarłem ze świadomością wielkości nadchodzącej chwili. Pamiętam moją modlitwę w drodze do relikwii: „Och, Wielki Święty! Głęboko wierzę w Twoją moc i łaskę. Wiem, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. Proszę Cię, zabierz ode mnie ten ciężki krzyż zniesienia tego piekielnego bólu. Zatrzymaj moje męki! Daj mi miłość i zdrowie. A jeśli nie spotkają mnie żadne cuda, uznam to za znak, że nie jestem godna uzdrowienia, lecz moja wiara w Twoją moc i moja miłość do Boga nie zostaną. osłabnij. Jeszcze nie czas, bo nie warto leczyć – daj mi cierpliwość. Obiecuję, że nie będę bluźnić Bogu. Ale błagam, ułagodź mój ból, jeśli to możliwe czy mogę wytrwać aż do śmierci z moimi dziećmi? Ty wiesz lepiej.... Niech się spełni Twoja wola. Ty jeden znasz moje grzechy i zasługi. Ty jeden wiesz, kim jestem i gdzie przyjmę moją przyszłą drogę to według moich zasług. Przepraszam, że nie znam wszystkich chrześcijańskich rytuałów kościelnych. Być może robię wszystko niezdarnie i z błędami, ale to z głębi serca, z mojej szczerej zagubionej duszy. Przyjmij to jako modlitwę, proszę…” – Łzy spłynęły trzema strumieniami po moich policzkach, ale kto je widział, jak nie ja i Pan?! I było tak, jakbym sama nikogo nie widziała, kryjącego się w moim sercu. A teraz, prawdziwie się wyspowiadając, podszedłem do świętej trumny. Po lewej stronie stoi mnich starszego stopnia, po prawej młody nowicjusz. Wszyscy pielgrzymi pod ojcowskim przewodnictwem mnicha pochylili czoła i przycisnęli się ustami do świętej trumny, a potem jednym dotknięciem oświetlili ich krzyże piersiowe, teraz moja kolej... Serce zaraz wyskoczy mi z piersi z podniecenia, jakby tysiące najdelikatniejszych igieł wbijało się w całe moje ciało. od środka Mnich pomaga mi zdjąć srebrny krzyż, pochyla moją rękę, aby ucałować relikwie, po czym kładzie mój krzyż na ołtarzu i mówi: - „Dalej!”...? Ogarnięty nieopisaną łaską, Ja wyjść na ganek.Dusia, która przede mną przeszła tę ceremonię, mówi: „Gdzie jest twój krzyż?” Lekko zawstydzony wracam i pytam nowicjusza o mój krzyż, ale on odpowiada, że ​​nic nie wie. Jestem zagubiony, próbuję się ruszyć, a moja przyjaciółka, niech ją Bóg błogosławi, przyprowadza mnie z powrotem, bezpośrednio mnie popycha. Za drugim razem radzę skontaktować się z osobą starszą. Zbierając całą odwagę, zwróciłem się po raz trzeci do mnicha, ale on, jasna dusza o bezdennych oczach, odpowiedział mi: „Idź, siostro, w pokoju, nie ma tu twojego krzyża”. I wtedy widzę mój srebrny krzyż z łańcuszkiem. Ale wydają mi się tak czarne i brudne, że wstydziłem się przyznać, że były moje. Łatwiej było mi wyrzec się krzyża. Zacząłem się pocić. Jak mogę wyrzec się własnego krzyża?! I znowu chwila oświecenia Twoją miłością, Panie! Nie to nie ja! To Ty podniosłeś ze mnie ten ciężki krzyż! Moja modlitwa została wysłuchana! Jestem uratowany! Wielki Uzdrowiciel wstawiał się za mną! Dziękuję, Łaskawy Pantelejmonie! Zbiegłem jak na skrzydłach po schodach klasztornego ganku. Łzy spłynęły mi po policzkach – ale były to już łzy radości, wdzięczności, oczyszczenia. Cóż, oczywiście, pomoc otrzymujemy zgodnie z naszą wiarą i nie później, ale w momencie samej prośby! Wróciłem do domu jako zupełnie inny człowiek. Moje życie nabrało nowego kursu. Ból zaczął ustępować, a po kilku miesiącach ustąpiło wiele moich chorób. Wkrótce odeszłam od znienawidzonego męża alkoholika, co próbowałam robić przez dziewięć długich lat, ale z roku na rok kraty mojego więzienia stawały się coraz mocniejsze, a kajdany coraz cięższe. Już myślałem, że nigdy tak naprawdę nie poznam w sobie kobiety. Ale Ty, Panie, zadbałeś także o to. Na Walentynki otrzymałam prezent od Świętego Walentego – prawdziwą, ziemską miłość! 14 lutego to błogosławiona data dla naszego związku z Vladem. Tego samego dnia, dokładnie rok po naszym spotkaniu, postanowiliśmy spędzić razem całe życie, zarówno w smutku, jak i w radości. A rok później, ponownie 14 lutego, wzięliśmy ślub w kościele Ozaryan, a św. Walenty pobłogosławił nasz związek w dniu urodzin naszej miłości. Dziękuję Bogu za wszystko! Spisałem to świadectwo 15 października 2001 roku, nie spodziewając się, że wkrótce przydarzy mi się kolejny cud uzdrowienia. Po prostu poczułam, że znowu jestem poważnie chora. Napisałem to, żeby umocnić swoją wiarę i przekazać ją innym. Bałam się umrzeć, nie zostawiając śladów cudu, który się wydarzył. 5 listopada 2001 roku zapisałam w swoim pamiętniku następujące słowa: Wszystko dzieje się jakoś dziwnie... Nic mnie nie boli, ale przestaję chodzić. Najpierw na duże odległości, potem wychodzenie z domu... Jeszcze dwa tygodnie i już nie schodzę na piętro swojego mieszkania... Jeszcze dwa tygodnie, a ledwo mogę iść do łazienki i zaczynam się krztusić w nocy .. Rozumiem, że umieram. Jakoś cicho, bez bólu... ale bardzo szybko. Dlaczego nic nie boli? Ból... Budzi opór, powoduje protest, zmusza do ruchu. To początek renesansu. Ból jest przejawem pragnienia życia. Kocham Cię, mój bólu! Żądaj ode mnie konkretnych działań, zmuś mnie do działania. Choroba bez bólu to leniwe umieranie! Oszukana percepcja. Nieświadoma niewrażliwość. Otchłań we mgle świeżego mleka. Lepiej, jeśli jasne światło razi w oczy, ale rzeczywistość zostanie oświetlona, ​​bez względu na to, co to jest! Lepiej za życia zmarznąć ze strachu, niż odrętwieć w obliczu śmierci. Niech będzie ból, ale nie koniec! Przyjmę karę, przejdę oczyszczenie, zdam test i otrzymam przebaczenie! Chcę czuć, realizować i zwyciężać! Napełnij pusty kielich mojego przeznaczenia, Ojcze! Później przeczytałem te słowa ponownie, kiedy wróciłem ze szpitala w sylwestra. O Boże, dosłownie zaprogramowałem tymi linijkami wszystko, co mi się później przydarzyło. Dzięki Bogu, że chociaż wyraziła chęć zwycięstwa! Od teraz musisz bardziej uważać na to, co piszesz i co deklarujesz. I wtedy... w listopadzie 2001 roku... już w szpitalu, z słabnącą ręką, napisałem kolejne prorocze słowo - przebaczenie! Przebaczenie 22 listopada 2001 ambulanszawiózł mnie do Wolnego Szpitala Królewskiego, jak twierdzili lekarze, za późno, stawiając ich w trudnej sytuacji. Wewnętrzna infekcja, być może więcej niż jedna, atakuje moje ciało: moje nerki przestały pracować, a płuca są wypełnione zastojem płynu. Hemoglobina i białko są poza limitem krytycznym. Po wypompowaniu trzech litrów płynów moje odwodnione płuca od własnego tarcia pękają – zaczyna się silne krwawienie płucne. Krztuszę się krwią i jednocześnie duszę się pod grubą maską tlenową......Reanimacja. Trzymam krzyż piersiowy w mocno zaciśniętej prawej dłoni. Zdjęli mi to, żeby móc zrobić prześwietlenie moich pękniętych płuc. Tych fotografii będzie ponad pięćdziesiąt, w ciągu dwóch tygodni nieustannej, całodobowej walki o życie. Żadnego jedzenia, wody i snu. Z zębami zaciśniętymi od gorączki. Nie ma wytchnienia, jest tylko ciężka, wyczerpująca praca – wdech i wydech z płucami pękającymi przy ruchu, wypełnionymi krwią i płynami. Czasem z całych sił. Pod uporczywym zespołem przerażonych lekarzy. O, pamięci, jak bezlitosna jesteś... „...Panie, przyjmij moje cierpienie jako oczyszczenie z wielu moich grzechów! Daj mi siłę, abym także przetrwała tę próbę. Zmiłuj się, jeśli to możliwe, i wybaw mnie krzyża na wiele lat, jeśli jest to dla mnie pożyteczne i potrzebne światu, nie opuszczaj mnie, Panie!” Lekarze coś krzyczą... o tak, - oddychaj, oddychaj, oddychaj... Władik jest blisko, zawsze jest blisko, mój ukochany, mój drogi, mój aniele. Prosi mnie, abym się trzymała, bo dopiero zaczęliśmy żyć. Jesteśmy razem dopiero pięć lat i bardzo się kochamy. W rękach trzyma Biblię i modlitewnik. Na parapecie znajdują się nasze ślubne ikony Matki Bożej i Zbawiciela oraz oczywiście Panteleimona. Każdej nocy Vlad modli się w domu razem z Yulechką, ona ma jedenaście lat - to moja najmłodsza córka. Świece płoną jedna po drugiej... Mój dzwonek na mnie czeka. Moja córka Julia. Teraz modli się u swojego ojca o moje uzdrowienie. Kocham Cię bardzo, kochanie! O Boże, wysłuchaj ją. Ona modli się o jedno - O mój powrót. Tak bardzo chcę ją przytulić, pocałować i przytulić. Nie wypuszczaj rąk, I na zawsze głaskaj i pieścij. Cóż, odkryliśmy pierwotne źródło wszystkich moich problemów - wirusy „CMV” i „Lupus”, po rosyjsku – „Lupus Erythematosus”. Straszna i nieuleczalna choroba. Atakuje mój organizm niemal przez całe życie, ale dopiero teraz stało się jasne z czym walczyć. Choć lekarze nie obiecywali nic dobrego, udało im się zatamować krwawienie, a ja zaczęłam łatwiej oddychać. Dwa tygodnie wyczerpującej walki o życie przyniosły rezultaty. Zaczęli nawet podawać mi jedzenie i wodę przez zakraplacz do nosa. To nieprzyjemne wydarzenie – żołądek stopniowo staje się coraz cięższy i zamiast być pełny, czujesz się w środku jak nadmuchany balon. Szkoda, że ​​nie mogę spać... Ale wytchnienie było krótkotrwałe, tylko kilka dni. Po kolejnym czterogodzinnym oczyszczeniu krwi z przeciwciał rozpoczyna się powtarzające się, silniejsze krwawienie płucne.... Krew. Gorąco, gorzko od narkotyków. Płynie z ust na klatkę piersiową, całe ciało jest posiniaczone od kontaktu z narzędziami, igłami i rękami pracowników medycznych. Jego ręce są zakrwawione i skrzyżowane nad głową. Mój wzrok pada na skrzyżowane, wyczerpane nogi... Panie, czy ja już to gdzieś widziałem? To tak, jakbym był w pozie Jezusa Chrystusa... O Boże! Czy to naprawdę koniec?! Jak mało udało mi się zrobić... Panie, jak bardzo chcę zobaczyć Kristinochkę, to moja najstarsza córka, nie widzieliśmy się półtora roku. Jak sobie radzą teraz beze mnie? ...Mamo, wybacz mi! Wiem, że moja śmierć z dala od Ciebie złamie Twoje biedne serce. ...Och, jak to boli! Boże, jestem zmęczony. Nie mogę już tego znieść... Prawdopodobnie idę do Ciebie, zabierz mnie proszę do Raju. Tak się boję... Mam dopiero czterdzieści lat, dopiero połowę życia... jak mało udało mi się... jak wiele złego zrobiłem... Jaka szkoda, że ​​nie mogę powrót do domu! Prawa ręka mi drętwiała i ciężko było ją otworzyć. Więcej... więcej... oto mój krzyż. Piękny, nowy, z brylantami... Vladik dał mi go na dwa dni przed hospitalizacją. No cóż, nosiłam to przez trzy dni... O nie! Już trzeci tydzień noszę go w prawej ręce, niosąc na moją Golgotę... Pobłogosław mnie, Panie! Łańcuchsplątany w wiele węzłów. Jak całe moje życie... Ale to chyba już nie ma znaczenia. Czy to naprawdę ostatnia bitwa? "O, Panie! Wierzę w moc Twojego miłosierdzia. Wiem, jak cierpiałeś za nas. Kocham Cię, Panie! A jeśli nadejdzie mój czas, przyjdę do Ciebie. Ale... jeśli mogę coś zrobić co jeszcze mogę zrobić w Twoim imieniu, dla świata, dla ludzi – wybaw mnie, Panie, najbardziej grzeszny z Twoich sług, przecież ostatni staną się pierwszymi? Co to jest? Czy próbuję się targować? Rzeczywiście, jest Żydówką. Wybacz mi Boże! Dlaczego mnie to tak boli?! Wdech...wydech...wdech...wydech. Rzadziej... częściej... Cóż za długa noc. Prawdopodobnie wszyscy umierający z nadzieją czekają na świt. Oddychaj... oddychaj... Władik przyjdzie rano. Naprawdę chcę go znowu zobaczyć. Poproszę Cię o przyprowadzenie Yulechki... na pożegnanie. Wszyscy opuścili salę, zostałam sama. Tylko zegar na ścianie pokazuje... Jest coś silniejszego od grawitacji, - To tajemniczy magnes w mojej pamięci. Całe życie, które przeżyłam, jest w lustrzanym odbiciu, A sen z dzieciństwa tchnie nadzieją. Strach i przeczucie straty wciąż nieznane. Wszyscy żyją, słychać rodzime głosy... Ach, wspomnienie, otwierasz drzwi do cudownego świata, A po policzku spływa smutna łza... ...Co to jest. ? Nagle w pomieszczeniu zrobiło się nienaturalnie jasno. Światło jest zbyt jasne! ...otwieram oczy. Coś błyska w lustrze... Czuję obecność wielu w pomieszczeniu, choć nikogo nie widać... Tylko lekki, przezroczysty półcień w lustrzanym odbiciu. Drzwi do toalety poruszyły się kilka razy i zostały oświetlone jasnoróżowym, ciepłym światłem. Co to jest? ...znak ostrzegawczy? …Dla mnie? Zdaje się, że się zaczęło... Nie dożyję rana... Dziwne, ale się nie boję. A więc tak to się dzieje?!... Czy tak ludzie oczekują swojego odejścia? Widzą coś, tak jak ja teraz... I wtedy zobaczyłam dłoń Anioła na moim lewym ramieniu... Biało-przezroczysta, z długimi, cienkimi palcami, bardzo piękna i lekka. Świeciła tuż obok mojej twarzy w okropnej masce zasysającej tlen. Jakoś wiem, że to Archanioł Michał. Nie wiem gdzie, ale wiem to na pewno! Czuję jego skrzydła. Drżący szelest skrzydeł... Jest tutaj, uśmiecha się... Czuję Go całego, ale widzę tylko Jego rękę. Och, jaka ona jest tajemniczo piękna! Klepiąc mnie uspokajająco i po ramieniu, dłoń wskazywała okno po mojej lewej stronie... Odwróciłem się... i... byłem oszołomiony... - Ikona Zbawiciela... ożyła!! ! ...Ręka Jezusa i zawarta w niej Biblia również były biało-przezroczysto-świetliste! Wow! Duch mój podskoczył ze szczęścia, a dusza zadrżała z zachwytu!... Nie mówiąc nic na głos, zapytałem: „Przyszedłeś po mnie, to znaczy, czy chcesz mnie zabrać do Raju?” - odpowiedź brzmiała - „Nie” - bardzo się przestraszyłem - „Do piekła? Czy pójdę do piekła?” - Zacząłem nawet szukać Demonów - „Nie, do domu. Wrócisz do domu!” - i Zbawiciel wskazał ręką na Panteleimona (wszystkie ikony stały w pobliżu). Okazało się, że jest 12 Apostołów, Jezus Chrystus i Panteleimon Uzdrowiciel. Powiedziano mi, że ma miejsce Cud mojego uzdrowienia i że w sumie będzie dwanaście różnych Cudów. Mówię – „Więc dlaczego nie czuję tego, uzdrowienia? Nadal jest mi to bardzo bolesne i trudno mi oddychać.”… Anioł ponownie poklepał mnie po ramieniu, uspokajając moją niecierpliwość. Wydawało mi się, że nawet śmiali się ze mnie, z mojej naiwności. Patrzyłam na Panteleimona pełna ufności, pamiętając, że już raz mnie uratował i... cierpliwie czekałam. Nagle moje płuca same wzięły głęboki wdech i jeszcze dłuższy wydech (podobny jak przed modlitwą). Napięcie w mięśniach nagle osłabło, a ból zaczął ustępować... Zacząłem spokojniej oddychać. Zdarzyło się to kilkukrotnie, w przerwach między nauką a pracą dla dobra Świata. Niesamowite uczucie całkowitego poddania się czyjejś zewnętrznej kontroli. Z każdym oddechem ból malał! Kiedy wypuściłem powietrze, poczułem, jak krew przepływa gdzieś przez moje płuca. Oddech stał się rytmiczny i niezależny. ... Zapisane! Zaśmiałem się radośnie, ale zamiast śmiechu usłyszałem bicie dzwonów (może to właśnie te dzwony słyszeli w tunelu ludzie, którzy umierali, ale wracali do życia). Tańczyliśmy taniec życia. Potem pomogli mi wspiąć się na Schody Oświecenia i… przepraszam, nie mogę tego dla Ciebie zrobićpowiedzieć! Po prostu bądź szczęśliwy dla mnie! Powiem tylko jedno: za każdym razem, gdy próbowałam zrobić coś sama, poprawiano mnie słowami: „Pamiętaj, masz prawo po prostu zapytać. Ojciec już dawno się tym wszystkim zajął.” To dotyczy nas wszystkich! Potem była uczta, prawdziwa uczta, z niezliczonymi darami. Zostawiłem sobie tylko Miłość, mój Krzyż i Wiedzę. Dziękując wszystkim za Cuda, poprosiłam o zobaczenie uśmiechu Archanioła Michała, ale pokazali mi... uśmiechniętą, przejrzystą, ale żywą twarz mojego Władika. Mój Anioł w ciele! Błagał o moje przebaczenie i uzdrowienie. Przypomniało mi się kazanie metropolity Antoniego z Souroża: Niech Królestwo Niebieskie będzie nad nim, aby dzięki modlitwom tych, którzy nas kochają, zostaniemy zbawieni. Jakże płakałam wtedy, słuchając go w kącie londyńskiej, ale rosyjskiej cerkwi prawosławnej. I to mi się przydarzyło! Miłość mojego męża, jego bezgraniczna wiara w moc i miłosierdzie Wszechmogącego, jego oddanie i troska uratowały mnie, otwierając przede mną bramy Raju. Boże błogosław mu! Teraz wolno mi nieść mój nowy krzyż przez życie i będę go nieść z dumą i godnością. Dziękuję, Święta Trójco! Już następnego dnia po Cudie zacząłem szybko wracać do zdrowia: spać, jeść, pić, poruszać się. Po kolejnych trzech dniach mogłem już siedzieć i zmieniono mi maskę do odsysania tlenu na lżejszą, bo... tlen nie był już dostarczany pod ciśnieniem. Zacząłem mówić! Trzy dni później znów stanąłem na nogi, a maskę zastąpiono rurką. Moje płuca były prawie czyste, chociaż nadal kaszlałem krwią, ale oddychałem swobodnie i nic mnie nie bolało. Moje ciśnienie krwi spadło z 220/160 do 140/90. Lekarze byli zachwyceni! Vlad i ja byliśmy szczęśliwi, a nawet zrobiliśmy zdjęcia. Cały szpital nam gratulował! Dziękowaliśmy Bogu i prosiliśmy Go o moje nerki, które wciąż nie pracowały. Już od miesiąca codziennie pracuje dla nich sztuczna nerka. Na moje pytanie, czy zdarzały się przypadki, gdy zatrzymane nerki zaczęły znowu pracować, profesor kategorycznie odpowiedział – Nie! Aby przeszczepić nerkę dawcy, konieczna jest operacja. Vlad natychmiast zgłosił się na ochotnika do zostania dawcą, ale nie spełnił pewnych kryteriów. Swoją drogą, kiedy wróciłam z intensywnej terapii, na której spędziłam ponad dwa tygodnie, na zwykły oddział, leżała tam jeszcze jedna kobieta z Indii. Siedem lat temu jej nerki również przestały działać. W piątym roku ciągłego używania sztucznej nerki prawie umarła. Pojawiła się pilna potrzeba wszczepienia nerki. Gdzie mogę to dostać? Kolejki od 10 lat. Nerki wszystkich jej bliskich nie spełniały parametrów zgodności. I wtedy na ratunek przybył jej przyjaciel z dzieciństwa, który zaoferował jej nerkę. Przeprowadzili operację przeszczepu i nawet przez cały rok nerka działała doskonale. Ale kilka tygodni temu zaczęła to odrzucać. Kobieta znów była na granicy życia i śmierci; czekała ją skomplikowana operacja. Widziała, jak cały czas modliliśmy się z mężem i pytaliśmy o Pantylimona Uzdrowiciela i Jezusa. Dużo rozmawialiśmy. Szczerze mówiąc, od serca do serca. Widząc mój szybki powrót do zdrowia, Hinduska powiedziała: „Widzę, że twój Bóg cię kocha!” Tak, Bóg mnie kocha! On kocha wszystkich! I On jest taki sam dla wszystkich! 12 grudnia zaczęły się spełniać dary obiecane przez Anioły. Tej nocy, oprócz Cudu uzdrowienia, nastąpiło głębokie oświecenie. Nie obyło się bez rewelacji, niezwykłych interakcji i cennej nauki. Och, jak bardzo jestem wdzięczna za wszystko! Jest wiele rzeczy, o których nigdy nie będę w stanie nikomu powiedzieć. Ale to jest mój największy atut, mój osobisty skarb. Myślę, że każdy tak ma po wielu godzinach komunikacji z Bogiem. Jednym z darów jest to, że zacząłem rozumieć i mówić po angielsku. Może to 4,5 litra angielskiej krwi wlało się we mnie, zaczęli gadać?! Napisałem nawet pierwszą zwrotkę po angielsku. Niezdarnie, ale od serca, oto jest: Lekarz powiedział – to twoje łóżko, Zawsze kiedy wrócisz. Ale powiedziałem mu: mam nadzieję, że w domu mam szczęście. Zapamiętam na zawsze, Jak uratowałeś mi życie. Ale wiem jednak, że Władik odebrał żonę. Napisałem wiele kopii i rozdałem je wszystkim lekarzom i pielęgniarkom, którzyZostałem uratowany. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy po angielsku, a moje przemówienie było dla nich równie zaskoczeniem, jak i sam powrót do zdrowia. Dusza sama zaśpiewała wdzięczność mojemu mężowi... potem to zapisałam i przekazałam Właduszce. 1. Moja droga, kocham cię. Teraz jesteśmy czymś więcej niż rodziną. Twoja bezdenna miłość zatrzymała krwawienie w moich płucach. Pamiętam, jak błagałaś, żeby Bóg mnie nie opuszczał. Słyszałem Twój płacz, Mój drogi aniele w ciele. Chór: O Panie, błogosław Tego, który mnie zbawił w miłości! I wrócę do jego domu, jeśli Bóg pozwoli, zdrowy i żywy. Kiedy straciłem rozum, On nadal mnie kochał. Umierałem, powtarzał: „Bóg pobłogosławił nas życiem”. 2. Modliłeś się samotnie za wszystkich. Swoimi łzami zmyłeś mój grzech. I dopóki jest mi przeznaczone żyć, będę to pielęgnować. Nie ma chyba nic trudniejszego niż ślub szpitali, Ale jestem szczęśliwy i dumny, że dwukrotnie jestem Twoją żoną. 3. Proszę wszystkich o przebaczenie, Wybaczcie mi, ludziom i bliskim, Nie pamiętajcie, złorzeczę, Chociaż mam pecha. Och, jak dobrze jest żyć! Moja dusza śpiewa z łatwością. Teraz już wiem na pewno, że jestem najszczęśliwsza! Tego samego dnia wieczorem napisałam kolejną piosenkę dedykowaną mojej najstarszej córce, za którą bardzo tęskniłam. Krystynoczka. 1. Mojej dorosłej córki nadal nie ma przy mnie. To długa noc, ze łzami i tęsknotą. I cierpią serca tranzytu Londyn-Kijów. I końca nie widać, a granica została osiągnięta. Refren: Och, zwróćcie mi moją córkę, bogowie, modlę się do was! Błagam cię trzy razy. Ktoś powinien pomóc. 2. Dorastasz sam, z dala ode mnie. A Twój widok z okna Dzień po dniu ten sam. Jak chcę pokazać Ci wielki świat. Dużo do opowiedzenia i objęcia duszą. 3. Kocham cię, córko, z każdym dniem bardziej. Uwierz, noc się skończy, pocieszę cię. Będziemy żyć bez smutku w naszym dobrym domu, kochać, być przyjaciółmi i żartować ze wszystkiego. 12 grudnia zaczęłam samodzielnie oddychać, bez butli z tlenem, a po 3 dniach pozwolono mi nawet wrócić do domu na weekend!!! O tak szybkiej realizacji marzenia nikt nie marzył. Cóż za radość wrócić żywym do domu!... Każdego wieczoru na modlitwie „za zgodą” prosimy Boga o uzdrowienie moich nerek. W niedzielny wieczór moje serce ponownie przeżyło dreszcz boskiego dotyku. Leżeliśmy z córką na łóżku i oglądaliśmy telewizję. Nagle na tle ciemnego nocnego okna, peryferyjnie dostrzegłem przezroczyste, świetliste białe palce, które dobrze znałem... Mrugnięcie-mrugnięcie...mrugnięcie-mrugnięcie...mrugnięcie-mrugnięcie... Wydawały się pukać do siebie, jakby klikać, żeby zwrócić moją uwagę. Moja córka zauważyła moje podekscytowanie po nierównym oddechu, zarumienionych policzkach i błysku w oczach. Ale nie przestraszyłam jej obecnością tego, co nieziemskie tuż nad jej głową, ale po prostu pomyślałam: „Widzę, Panie, i wiem, że to dobry znak”. I zaczęła nieustannie powtarzać Modlitwę Jezusową. W poniedziałek 17 grudnia wracam do szpitala i... oto triumf mocy miłosierdzia Wszechmogącego! Sztuczna nerka po czterech godzinach pracy ze mną nie przepompowała ani grama płynów. Badania wykazały, że moje nerki zaczęły pracować w domu. Zasłużyli na to! Oczywiście nie pracują jeszcze na pełnych obrotach, ale nie potrzebuję już sztucznej nerki. W nocy, jeszcze przed tym porankiem, kiedy lekarze przekazali mi tę dobrą wiadomość, mój samochód pożegnał się ze mną. Włączyła się sama, zaświeciła jasnym światłem i zaczęła brzęczeć. Mówię: „Dziękuję za pomoc, ale dlaczego nie śpisz, mam zadzwonić do siostry?” Pogłaskałem go ręką... zabłysły czerwone światła. Zszokowana pielęgniarka oczywiście go wyłączyła. Następnego ranka zabrano mi samochód ze sztuczną nerką, ponieważ był niepotrzebny. Usunęli mi linkę łączącą, choć zaledwie trzy dni temu wykonali operację wszycia tej jak najbardziej niezawodnej, mając nadzieję, że posłuży ona przez wiele lat oczekiwania na nerkę dawcy. I tak, na Boże Narodzenie Chrystusa, jestem oczyszczony ze wszystkich drutów, masek i igieł! Wróciło mi prawie całe ciało, lecz po pierwszych trzech samochodach zostały już tylko kości mocno pokryte suchą skórą. Cud dzieje się pięknie i szybko. Dziękuję, Łaskawy Pantelejmonie. I Tobie, NajświętszyMatko Boża, bardzo Ci dziękuję za Twoją opiekę i wstawiennictwo. Niski ukłon wszystkim Świętym! Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu! Powiedziałam to wszystko na głos, w obecności zdumionych lekarzy i pacjentów. Pamiętacie tę Hinduskę? Była zdumiona bardziej niż ktokolwiek inny, głośno płakała i dotykała mnie rękami, jakbym była świętą. A kiedy wszyscy lekarze opuścili salę, poprosiła mnie, abym podszedł bliżej... Błagała, abym poprosił mojego Boga o opiekę dla niej. „Widocznie Twój Bóg jest silniejszy i Cię wysłuchuje, proś Go za mnie, mam małe dzieci…”. Natychmiast spełniłam jej prośbę. Na ten dzień miała zaplanowaną operację, ale… im bardziej się modliłam, tym bardziej rosła jej temperatura i operację odwołano. Przestraszyła się wysokiej temperatury, ale powiedziałam: „To sam Pan przesyła Ci swoją energię”. – kobieta uspokoiła się, a nawet poprosiła o dalszą modlitwę. Wyobraźcie sobie nasze ogólne zdziwienie, gdy następnego dnia przyszedł profesor i powiedział, że plany się zmieniły. Okazuje się, że coś wcześniej przeoczyli, wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane, a teraz operację wykona sam – największy w Anglii luminarz nerek. Wszyscy bardzo się martwiliśmy i nie przestawaliśmy się modlić. Jej hinduski mąż modlił się ze mną. Na szczęście dla wszystkich wielogodzinna operacja zakończyła się sukcesem! Potem lekarze przyznali, że gdyby przeprowadzili planową operację, to przy zwykłym personelu na służbie… och, nie chcę powtarzać tych okropnych słów. Hinduska ucałowała chrześcijańskie ikony i podziękowała mi za wiarę w Boga, która ją ocaliła. Nigdy nie byłem zbyt pobożny, ale moja wiara wzmocniła się jeszcze bardziej. Te same uczucia ogarnęły mojego męża. Teraz, dopóki jest nam przeznaczone żyć, będziemy świadczyć o cudach, które nam się przydarzyły. Wiem, że na świecie jest wiele cudów i każdy może poprosić Boga o pomoc i otrzymać ją poprzez oczyszczenie. Nie bójcie się surowego Ojca Niebieskiego, ale czcijcie Go i kochajcie całym sercem. Tak, On ukarze i dlatego! Ale On także cię zbawi i hojnie wynagrodzi za miłość, wiarę i oddanie. Niech czystość naszych myśli, miłość w naszych sercach, dobroć i hojność w naszych duszach będą z nami wszystkimi. I niech zawsze będzie tak, jak mówi Bóg. 5 stycznia 2002 roku, w wigilię prawosławnego Bożego Narodzenia, po półtora roku rozłąki, Bóg zwrócił mi moją najstarszą córkę. Tylko On może dać tak hojne prezenty przyjaciołom w dniu swoich urodzin. Wreszcie nasza rodzina jest w komplecie. O tym, co mnie spotkało, mama dowiedziała się dopiero w sylwestra, kiedy wyszłam już ze szpitala. Ona i ja długo rozmawialiśmy przez telefon, płakaliśmy, a nawet razem śpiewaliśmy „Orenburg Down Shawl” - to jej ulubiona piosenka. Byłyśmy blisko siebie, mimo że ja leżałam w swoim londyńskim mieszkaniu, a mama była na drugim końcu planety, w odległej, pokrytej śniegiem Jakucji. Dzięki operatorom telefonicznym nie przerwali naszej piosenki, zapewne zdając sobie sprawę, jak ważne to było dla nas obojga. Wiem, że moja mama nieustannie modli się za mnie, jak tylko może, jak matka. Bardzo często śpiewam (i jednocześnie płaczę) moją ulubioną piosenkę o mojej mamie, widząc w niej siebie jako córkę i jednocześnie mamę. Pewnie słyszeliście ją w wykonaniu Swietłany Łazarewej, szkoda, że ​​nie znam jej autorów... oto ona: 1. Tam, daleko, daleko, w cichym mieście, W środku ziemi, samotnie, w ciemny pokój. Mój nocny pielgrzym modli się do Boga o moje zbawienie. Modli się o jedno: Bóg zapłać! A świece woskowe płoną w oknie przez całą noc. Aby moja zagubiona dusza, utraciwszy wiarę i miłość, znalazła Światło. Refren: Mamo, mamo, tylko Ty nie zdradzisz ani nie potępisz. Na tym i na tamtym świecie zawsze będziesz ze mną. Przyjdę do Ciebie sam, zraniony w sercu. Mamo, mamo, jesteś moją kamienną ścianą. 2. Noc jest ciemna, ścieżka jest nieznana, ciemność jest bezdenna. A ciemne siły przepowiadają mi kłopoty. Ale w ciemności trzymają mnie dwie bezsenność – oczy mojej matki i Matki Bożej. Mówią, że nigdy nie byłam smutna. Tylko ty wiesz, kochanie. Ile razy bezlitośnie pokonany przez los przetrwałem dzięki Waszym modlitwom. 3. Bo kłopoty nie mogły mnie złamać, To jest daleko, daleko, na krańcu ziemi. Moja Północ modli się do Boga o moje zbawienie.

posts



72740851
16824923
10094194
99933243
22460946