I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link




















I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link



















Open text

Od autora: Rozdział 5 z książki V. Lebedko E. Kustova „Archetypowe studium samotności” Penza, „Złoty Sekcja” 2012 Vladislav Lebedko, Evgeny Kustov Samotność w literaturze i sztuce. Część pierwsza. „Życie jest tak nudne, że trzeba ciągle wyobrażać sobie różne rzeczy... Jednak wyobraźnia to także życie. Gdzie jest granica?.. Jaka jest rzeczywistość?.. Zwyczajowo nazywa się tym imieniem wszystko, co jest pozbawione skrzydeł.” Rozpoczynając zgłębianie zjawiska samotności w świecie literatury i sztuki, ponownie zadaję sobie pytanie: „Po co to? Po raz kolejny, i oczywiście nie ostatni, sięgnijcie do książek z przeszłości i teraźniejszości, zajrzyjcie przez ramię jakiemukolwiek malarzowi na obraz samotności, który ucieleśniał, z pewną obawą o dobrostan umysłu, przeczytajcie recenzje, streszczenia lub traktaty naukowe na te same tematy i spotykam się z opiniami, opiniami, opiniami…” Jaka będzie korzyść z takich badań, jeśli nie dla postępowej ludzkości, to przynajmniej dla mnie? Tak, jest samotność! I jak uważa mój kolega Tyrone Wolfe, „samotność nie jest zjawiskiem rzadkim ani niezwykłym; wręcz przeciwnie, zawsze była i pozostaje głównym i nieuniknionym sprawdzianem w życiu człowieka”. I w tej chwili zżera to od środka myśli o jednym z naszych braci... Ktoś, być może właśnie teraz, podcina mu żyły, w desperackim pragnieniu ucieczki spod jarzma zimnej melancholii i opuszczenia. Ktoś (dosłownie teraz!) wypija kolejną szklankę „wody zapomnienia”, kilkoma wdechami i wydechami uwalniając uścisk wyniszczającej pustki… A ktoś w tej chwili śmieje się ze zdumienia w eksplozji wyjaśniającego wglądu: „No cóż, tak właśnie jest!!! „A gdzie, jeśli nie w literackim dziedzictwie ludzkości, znajdę odzwierciedloną różnorodność osoby „Przed…”, „Wewnątrz…” i „Po…” – samotność?! Ponieważ jednak ten esej ma charakter naukowy, zacznijmy od faktów. Bo, jak zanotował w swoim pamiętniku Fiodor Michajłowicz Dostojewski: „Wyśledź inny, nawet na pierwszy rzut oka niezbyt jasny, fakt odbicia prawdziwego życia, a jeśli tylko potrafisz i masz oko, znajdziesz w nim głębię, której nie masz.” Szekspir” (1). Gdzie indziej, jeśli nie w twórczym wyrażaniu siebie, człowiek jest w stanie odzwierciedlić swoje doświadczenia samotności?! Inny Woolf, Thomas, genialny pisarz amerykański, z takim poetyckim bólem napisał to we wstępie do swojej pierwszej książki „Spójrz na swój dom, aniele”, że skala i głębia badanego tematu stała się dla mnie jasna: „ Kamień, liść, nieodnalezione drzwi. O kamieniu, o liściu i o drzwiach. I o wszystkich zapomnianych twarzach. Nadzy i samotni przychodzimy na wygnanie. W łonie naszej matki nie znamy Jej oblicza. Z więzienia Jej łona wychodzimy do nieopisanego, ciemnego więzienia świata. Ilu z nas znało swojego brata? Ilu z nas zajrzało w serce naszego ojca? Który z nas nie jest zamknięty na zawsze w swoim więzieniu? Kto z nas nie pozostanie na zawsze obcym i samotnym? O próżność straty w płonących labiryntach, zagubiona wśród płonących gwiazd na tym znużonym, niespalonym węglu, zagubiona! Pamiętając Nemolija, szukamy wielkiego zapomnianego języka, zagubionej ścieżki do nieba, kamienia, liścia, nieodnalezionych drzwi. Gdzie? Gdy? O duchu zagubiony i opłakiwany przez wiatr, wróć, wróć!” Po takim wołaniu o ludzkie zrozumienie wcale nie pociąga mnie marnowanie energii i czasu na banalne „odgarnianie” obrazów spowodowane samotnością i rozdawaniem „na góra” – kolejna z reguły niepotrzebna opinia. O wiele bardziej fascynuje mnie filozofia postmodernizmu w sztuce, która zakłada „wolny instrumentalny wybór pojęć, w którym każdy dyskurs filozoficzny ma prawo istnieć i gdzie wypowiedziano wojnę totalitaryzmowi jakiegokolwiek dyskursu” (2). , jeśli podążymy w kierunku bezstronnego rozważania wyznaczonego tematu, nie dając się przymknąć oko dwoistości biegunów ideologicznych jakiegokolwiek naukowego obrazu świata, wówczas mamy szansę zobaczyć coś wcześniej niezauważonego i zrozumieć coś wcześniej niezrozumianego. Inaczej mówiąc, ofiaruję poprzez stworzenia światasztuka zobaczenia z kim lub co komunikuje się osoba przeżywająca stan samotności. Do bezwarunkowych faktów mogę zaliczyć interakcję z „owocami własnej pracy” poprzez indywidualną i masową empatię wobec ludzi, zarówno ze strony twórcy, jak i kontemplujących dzieło jego stworzenia. Najbardziej odkrywczym nazwałbym mit o Galatei. Pamiętać? Rzeźbiarz i artysta Pigmalion (5) wyrzeźbił z kości słoniowej zachwycającą statuę kobiety, tak zachwycającą, że on sam był przepojony silnymi uczuciami do niej i pomimo całej swojej niechęci do cielesnych kobiet zaczął błagać bogów o ożywienie statuę i uczynić go „najszczęśliwszym ze śmiertelników”. No i cud!!! Bogowie wysłuchali modlitw Pigmaliona i w dniu uroczystości ku czci Afrodyty posąg ożył, Galatea zyskała ciało i duszę i zeszła ze swojego kamiennego piedestału. To zjawisko psychologiczne jest dość dobrze opisane w literaturze naukowej a nawet otrzymał nazwę - efekt Rosenthala (3), zgodnie z którym osoba zdolna do wpływania na wyniki obiektywnego eksperymentu swoimi oczekiwaniami w taki sposób, że wynikiem może być osiągnięcie pożądanych wskaźników nazwać zjawiskiem identyfikacji projekcyjnej (4), gdy człowiek potrafi świadomie i nieświadomie narzucić swoje wyobrażenia otaczającemu go światu – „tak jak powinno być”. Co więcej, to „narzucenie” może odbywać się zarówno na poziomie poszczególnych elementów życia psychicznego, jak i poprzez całkowite podstawienie obrazu świata lub jego wstępne ukształtowanie na poziomie matrycy osobowości. Niemal wszyscy rodzice projektują na dziecko swoje własne motywacje, pragnienia, cele i potrzeby, nie dając mu możliwości samodzielnego wyboru, przynajmniej w momencie osiągnięcia przez nie wieku samoidentyfikacji (patrz fragmenty 1 i 2 dotyczące charakterystyki percepcji i koncepcja poziomów bezpieczeństwa). Nieprzyjemne. Nie tylko ja mam wiele doświadczeń związanych z identyfikacją projekcyjną. Kto w „własnej skórze” nie miał do czynienia z próbami podporządkowania czyjegoś zdania na szkodę zdrowego rozsądku, kiedy czyjaś hipokryzja, dziwactwa, osądy próbują zadomowić się w twoim „ogrodzie” wyobrażeń o świecie – bez żadnych pozwolenie? I bardzo często próbują cię zapewnić, że „ogród” nie jest twój, ale kogoś innego, a „twojego krzesła” nie ma tu od dawna i że tak naprawdę od dawna musiałeś gdzieś maszerować i tam, gdzie jaśnieją jasne idee równie świetlanej przyszłości. Czy nie musiałeś żyć w sytuacji, w której decydowano za Ciebie nie tylko o tym, co robić dobrze, ale także o czym i jak myśleć? Jednak nie jest to do końca przyjemne. Były też żywe i zapadające w pamięć przeżycia. Na przykład bardzo interesowały mnie przypadki uzdrowień, gdy cierpienie zetknęło się z cudownymi ikonami lub relikwiami świętych i sprawiedliwych. A co z przypadkami ocalenia oblężonych miast i zwycięstw w bitwach, z oczywiście z góry ustaloną porażką, po tym, jak prześladowani modlili się do swoich świętych relikwii? Nie wierzyłem w wyjaśnienia dotyczące interwencji sił nadprzyrodzonych ani Bożej Opatrzności, i wcale nie dlatego, że doktryna triumfującego materializmu przeniknęła nawet do dogmatów religijnych lub swoją kategoryczną determinacją zdeterminowała moją percepcję. Długo studiowałem Dziesięć Przykazań Świętych (10). zanim zapoznałem się z Kodeksem Moralnym Budowniczych komunizmu (11). A teraz, już studiując w instytucie, na wykładach z filozofii, ze zdziwieniem odkryłem, że ten kod zawiera te same sformułowania, tylko bez Boga i wszelkiego rodzaju „mistycznych łupin”. Cóż, jak pamiętacie, samo pojęcie duszy było przez wiele dziesięcioleci ateistyczne przekleństwem i na szczęście pozwolono mu wspominać jedynie jako poetyckie metafory w literaturze rozrywkowej. Czy dlatego w stanie utraconego połączenia z duszą mijałam zachwycające dzieła sztuki, obok których nie poruszyła mnie szczególnie ani ich potężna uroda, ani aura powszechnego kultu? Nie rozumiałem też, dlaczego niektórzy z moich poprzedników, kontemplując obrazy Iwanowa, Kuindzhiego czy Konstantego Wasiliewa, wpadali womdlewając z nadmiaru wrażeń zmysłowych, zrozumiałem w myślach rzecz fantastyczną dla mojej logiki, że tę postać Dawida, na którą skierowano moją uwagę, widziano już wcześniej, słuchało ją wiele tysięcy, setek tysięcy ludzi. na jego estetykę. Posąg z definicji musi reprezentować rodzaj obiektu namagnesowanego tą uwagą i to nie tylko w formie fetyszu, ale także o potencjale całkowicie materialnym. Bo myśl to także energia – w naszych czasach mało kto wątpi w ten fakt. Pewnego dnia jednak, w stanie „bezczynnego widza”, stanąłem obok Piety Mechelangela ze zwykłym zdziwieniem kunsztem artysty i marmurem, pieszczonym uwagą. niezliczonych ludzi, był dla mnie po prostu marmurem... Pamiętam, jak w wyglądzie Madonny nagle dostrzegłem rysy mojej matki i - oppa! - rzeźba ożyła. Leżałam chora lub martwa na jej kolanach i wyraźnie odczuwałam niesamowity żal z powodu straty. Oto jest! Kochani, coś co jeszcze niedawno „żyło i oddychało” nieodwołalnie! odszedł z życia, zabierając ze sobą jego znaczenia, nadzieje i miłość. „A potem jestem sam z moją nieodwracalną stratą!” Oczywiście nie było wtedy słów opisu i, jak się wydaje, nie było w ogóle śladu refleksji - było całkowite przeżycie pewnego uczucia, które doprowadziło mnie do niesamowite przestrzenie, pełne żywych relacji ze wszystkimi rzeczami. Pieta nie była już rzeźbą – była portalem do czegoś niewyobrażalnego. Być może Galatea również ożyła dzięki boskiej intuicji Pigmaliona. Ale cóż to za tajemnica? Co się za tym kryje? Czy jest to możliwe tylko w przypadku wybranych dzieł sztuki, czy też istnieją wzorce, według których dowolny przedmiot może stać się portalem do obszernych doświadczeń rzeczywistości? Pod wrażeniem tego, co się wydarzyło, sięgnąłem po książki (Internet był jeszcze w powijakach), as jak również dla ludzi, którzy byli w taki czy inny sposób zainteresowani doświadczeniami transcendentalnymi. Nawet jeśli informacje zaczerpnięte z ksiąg były dość interesujące, nie wyjaśniały samego zainteresowania. I większość ludzi w tamtych (jeszcze sowieckich) czasach grzeszyła stereotypowymi radami w stylu: „psychedeliki dają podobne doświadczenia” lub zalecała jakiegoś rodzaju medytacyjnego sannyasę, a nawet wzywała do ratowania zdrowia psychicznego materialisty społecznego – „wróć, przyjacielu, na łono nauki, a idiotów, żądnych nieziemskich nonsensów, jest wystarczająco dużo, nawet bez ciebie. Jednak pan Jung niespodziewanie przyszedł mi z pomocą. Przeczytałem ponownie jego pracę „Typy psychologiczne” i wcale nie była to temat, który mnie interesował, ale koncepcja „integracji czterech elementów w jedną przestrzeń psychologiczną” naprawdę mnie „uderzyła” - wszystkie wcześniej niezwiązane ze sobą części mozaika naprawdę się połączyła!!! Przestrzeń psychologiczna jest organicznym składnikiem ziemskiej noosfery, w której rozwijają się nasze marzenia, pragnienia, fantazje, poetyckie refleksje i istnieją spersonalizowani mieszkańcy zbiorowej nieświadomości: archetypy, bogowie różnych panteonów, daimony, geniusze, muzy, duchy itp. „Jest to presonizacja zjawisk noosferycznych” (6). To właśnie „dzieje się w duszach ludzi i jest przekazywane poprzez połączenia genetyczne, holograficzne pole informacyjne itp. Jedno jest pewne – wszystkie te zjawiska, a także istoty uosobione w postaci bogów i archetypów, umiejscowione są w „przestrzeni psychicznej” (6). Retrospektywne spojrzenie na ewolucję ludzkości pozwala przypuszczać, że jej rozwój społeczny jest bardzo podobny wzorce dorastania dziecka, kiedy zaczyna ono podejmować samodzielne kroki w życiu, wciąż pozbawione codziennych doświadczeń i integralności, ale zmuszone tym brakiem uczciwości do odpowiedzialności za swoje czyny. W przeciwieństwie do nierozsądnego dziecka, ludzkość nie miała możliwości schowania się za spódnicą matki ani ucieczki za plecami ojca; w trudnych warunkach trudnej rzeczywistości musiała znaleźć wsparcie i wybawienie od sił, które posiadały tę integralność, nawet jeśli tak było owoc dziecięcej projekcji. Czy nam się to podoba, czy nie, potrzeby życia codziennego zmuszają nas do spotkania ze świtem i przetrwania w mroku nocy. Rene Girard dość obszernie badał możliwą naturę pojawienia się bogów„przestrzeń psychiczna”. W swojej przełomowej pracy Filozofia kryzysu ofiarnego powiązał stworzenie świata bogów z nieuchronnością przemocy w każdej społeczności, w której występuje rozwarstwienie społeczne, ranga i kasta. Aby zachować i legitymizować to niesprawiedliwe rozwarstwienie społeczeństwa, należało kanonizować przemoc, zmieniając jej jakość. W ten sposób wśród naszych przodków pojawiły się rytualne ofiary, które dla każdego narodu otrzymały własny rozwój, siłę i specyfikę formy życia, ale zachowały swoją istotę - rekompensatę za połączenia niepełnej świadomości z pełnią bytu „Za przez setki i tysiące pokoleń ludzie rzutowali swoją moc na bogów, którzy stawali się coraz potężniejsi, a ludzie stawali się coraz bardziej zależni od bogów. Obrazy i symbole modlone przez tysiące lat (bożki, ikony, obrazy...) nabrały realnej mocy” (6). Archaiczni bogowie panteonu pogańskiego, a także bogowie religii monoteistycznych nadal zachowują swoje wpływy i moc, i ta moc może działać, przy odpowiednim zarządzaniu jej leczeniem (modlitwy, zaklęcia, rytuały itp.). „Bogowie, podobnie jak inne (może mniej popularne) archetypy nieświadomości zbiorowej, stali się istotami całkowicie rzeczywistymi, obdarzonymi mocą i siłą, w większości ślepymi i niepodporządkowanymi osobie (jeśli nie jest to kapłan, szaman, w mniejszym stopniu ksiądz itp.) s.)” (6). W powieści „Amerykańscy bogowie” Neil Gaiman stawia bogów w bezpośredniej zależności od człowieka, obdarza bogów cechami ich twórców, przymiotami. sił i słabości właściwych cywilizacji ludzkiej. Nowi bogowie walczą z bogami poprzednich epok o przetrwanie, o „swoje miejsce pod słońcem”. Ich głównym celem jest przyciągnięcie uwagi człowieka. Na styku rozłamu w ludzkiej świadomości pojawienie się irracjonalnego konfliktu pomiędzy transcendentalnym niewolnikiem a panem jest nieuniknione. A tam, gdzie kończy się rola jednego, natychmiast zaczyna się nadejście drugiego (patrz też fragment 2 o konsekwencjach dyskretnej percepcji). Na polu dyskretnej percepcji pan potrzebuje niewolnika i nieuchronnie staje się niewolnikiem i zakładnikiem swojej roli społeczno-psychologicznej. „Obecnie dzięki umiejętnemu kontaktowi z tymi archetypami i bogami możemy nawiązać świadomy kontakt z mocą. bogowie i inne postacie przestrzeni psychicznej. Co więcej, nie tylko siłą, bo ludzie rzutowali na bogów swoje emocje, motywy, pragnienia i myśli. Zatem, jak wielokrotnie podkreślał uczeń Junga i reformator, twórca psychologii archetypów James Hillman, jesteśmy zmuszeni przyznać, że w psychice. przestrzeń zamieszkana przez byty (bogowie, duchy, daimony, geniusze, muzy itp.), żyjące jakby niezależnie od Ego (człowieka), posiadające własne cele, motywy i zadania. Podmioty te mogą realizować te zadania w świecie materialnym jedynie poprzez działalność człowieka, na którą mogą pośrednio oddziaływać, stawiając, zgodnie z prawem synchroniczności, osobę z koniecznością rozwiązania pewnych problemów osobistych, humanitarnych czy technicznych (a także ekonomicznych, politycznych). , kulturowe itp.) zadania” (6). Ten aspekt interakcji z „subtelną” rzeczywistością transcendentalną szczególnie wyraźnie znajduje odzwierciedlenie w mitach i dziełach autorów starożytnych: Homera, Hezjoda, Arystofanesa, Sofoklesa itp. Ten aspekt. widzieli go kiedyś Sokrates, Platon i neoplatończycy, mistrzowie renesansu: Pico della Mirandola, Marcelino Ficino, Giordano Bruno, a także klasycy literatury: Szekspir, Goethe, Puszkin itp. Jednak moim zdaniem w dużej mierze mamy zatracił klucze pojęciowe metafor poetyckich zarówno autorów starożytnych, jak i mistrzów renesansu. Język ich autoekspresji jest „zbyt mitologiczny” i graniczy z zaszyfrowanymi tekstami wywiadu, a współczesna percepcja, jak trafnie wyraził się Michaił Zadornow, cierpi na myślenie klipowe, bardziej podatne na uproszczenia współczesnego komiksu niż na palący oddech górskich wierszy Język poetów XIX i XX wieku jest raczej zmysłowy, z tendencją do wulgarnego materializmu i nastawiony na opis konkretnych przeżyć konkretnego człowieka. JeśliLermonotow odzwierciedlił także własne doświadczenia poprzez epickie obrazy podobne do swojego Demona, następnie Brodski w „Wielkiej elegii do Johna Donne’a” daje opisowy obraz w stylu, powiedziałbym, socrealizmu: John Donne zasnął, wszystko wokół niego upadło zasnął, ściany, podłoga, łóżko zasnęło, obrazy, przewrócony stół, dywany, rygle, wieszak, cała szafa, kredens, świeca, zasłony (...) Noc jest wszędzie: w kątach , oczy, pościel, wśród papierów, w stole, w skończonej przemowie... Podobny styl rodzi u czytelnika nie tylko akt estetycznej empatii, ale niemal całkowitą identyfikację z przedstawianym obrazem. Co więcej, poetyckie obrazy odzwierciedlonego życia codziennego ze względu na swoją nowoczesność odpowiadają bezpośrednimi analogiami z własnego życia. Motyw samotności, który towarzyszył wszystkim tekstom Józefa Brodskiego, wyraźnie przekracza jego granice, czyli jest ściśle związany z samym autorem, co może prowadzić do dezorientacji. Jak można połączyć wszechogarniającą Miłość, która wszystkich łączy i łączy ze wszystkimi - postać Jezusa - w Brodskim z samotnością, którą on okazuje? (patrz cykl wierszy bożonarodzeniowych Brodskiego). Jednak nic dziwnego. Wielu z nas znajduje się w stanie samotności właśnie z powodu nierozwiązywalnych sprzeczności ideologicznych autorefleksji i ślepego zaułka ambiwalencji uczuć, z których ratunku szukamy w jeszcze mocniejszych doświadczeniach. „Powierzchowny charakter związków inspiruje wielu złudną nadzieją, że w miłości uda im się odnaleźć głębię i siłę uczuć. Nie należy więc mieć złudzeń, że samotność, na jaką człowiek jest skazany przez tego typu orientację rynkową, można wyleczyć miłością” – napisał swego czasu Erich Fromm. Stosunek ludzi do bogów, począwszy od ery prymitywnej, zniknął poprzez długą ewolucję. Historia miłości do Boga wpłynęła pośrednio na rozwój samej zdolności człowieka do kochania. Zdolność ta zmieniała się i zmienia, ujawniając swoją zależność od charakteru panujących relacji społecznych. A pan Fromm scharakteryzował relacje w swoim współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym jako rynkowe i uważał, że są one destrukcyjne dla ludzkiej zdolności do kochania (równie niepochlebnie ocenił relacje w społeczeństwie socjalistycznym z ich depersonalizującym kolektywizmem). 1961) uważał samotność za wyobcowanie jednostki od jej prawdziwych wewnętrznych uczuć. Uważał, że dążąc do uznania i miłości, ludzie często pokazują się z zewnątrz i przez to stają się od siebie wyobcowani. Whitehorn powtórzył ten pogląd: „Pewna znacząca rozbieżność między poczuciem siebie a reakcją na siebie innych powoduje i pogłębia poczucie samotności; proces ten może przekształcić się w błędne koło samotności i wyobcowania” (Whitehorn, 1961). Zarówno Rogers, jak i Sir Whitehorn uważają, że samotność jest spowodowana postrzeganiem przez jednostkę dysonansu między prawdziwym „ja” a tym, jak postrzegają siebie inni. Ale wróćmy do Brodskiego, jego poczucie samotności wydaje się być skoncentrowane w nim samym, ale granice człowieka nie są dla poety przeszkodą, rozciągają się na wszystkie otaczające go rzeczy, stają się własnością wszystkich właściwości i kategorią wszystkich kategorie. Samo to uczucie jest trudne do zdefiniowania i wyobrażenia sobie, ale nie sposób inaczej zrozumieć, jakie miejsce zajmuje ono we wszechświecie stworzonym przez poetę. Kiedy słyszysz słowo „samotność”, w twoim umyśle pojawia się słowo „pustka”. Zdefiniujmy to przynajmniej w ten sposób. Ale to nie jest pustka pustego obiektu, ale pustka kosmicznej czarnej dziury – NIC – martwego punktu, który załamuje przestrzeń i czas. Wokół tego punktu zbudowany jest mit Józefa Brodskiego. Ona jest środkiem ciężkości materii Napisany przez niego w 1970 roku wiersz Brodskiego „Rozmowa z niebem” bardzo do mnie przemawia. To tu, jak za słowami noblisty, tak wyraźnie zarysowało się „opuszczenie i niepewność” duszy w świecie materialnej dominacji: Tu na ziemi, gdzie popadłem w zapał, teraz w herezję, gdzie żyłem, pławiąc się w cudzych wspomnieniach, I dalej: Oddając Ci swoje, oddaję – nie pogrzebałem tego, nie przepiłem tego, a gdyby dusza miała profil, zobaczyłbyś, że to też był tylko gips bolesnego daru, że nie posiada nic więcej, że razemzaadresowane do ciebie razem z nim. I apoteoza semantyczna: Spójrz, jak nago, proszę pana, opłakuję Pana i tylko to uchroni cię od odpowiedzi. Śledząc losy rosyjskich poetów, których nazwiska są dobrze znane nawet wśród tych, którym poezja jest obca, dostrzegam jednoczący rys ich samotność – jest to samotność wynikająca z braku zrozumienia (nieakceptacji) zarówno ze strony władzy, jak i ze strony ludzie kierowani przez tę władzę. A Achmatowa, Cwietajewa i Pasternak napili się dużo z kielicha samotności. Każdy z nich mógłby zapewne w żywych kolorach wyrazić wszystkie tajniki tego doświadczenia i z całkowitą rozpaczą zawołać do Boga: „Dla kogo piszę?!” Ale nie, „najlepsze wiersze o miłości to te, w których nie ma o niej ani słowa”. Żyły się otworzyły: życie płynie nieprzerwanie, nieodwracalnie. Ustaw miski i talerze! Każdy talerz będzie płytki i każda miska będzie płaska. Ponad krawędzią - i obok - W czarną ziemię, aby nakarmić trzciny. Nieodwracalnie, niepowstrzymanie, Nieodwracalnie uderza werset. (20) Jak cudownie sama Marina Cwietajewa wyraziła swój stosunek do twórczości Pasternaka i Achmatowej: „Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś mówił o Achmatowej – ani o Pasternaku: „Zawsze jest tak samo!” Mam tego dość!" - jak nie sposób powiedzieć: „Zawsze to samo” - o morzu, które, jak mówi sam Pasternak: Wszystko staje się nudne, tylko nie można się oswajać, Mijają dni i lata, i tysiące, tysiące lat... Bo Achmatowa i Pasternak czerpią nie z powierzchni morza (serce), ale z jego dna (bez dna). Po prostu nie mogą się znudzić, tak jak stan snu nie może się znudzić, zawsze jest taki sam, ale zawsze z innymi snami. Tak jak sam sen nie może stać się nudny” (8). Dlaczego więc poetów wszystkich czasów i narodów dręczyła samotność? Czy przez umiejętność wnikania w głąb ludzkiej duszy, gdzie samotność rozpływa się w Jednym, i przez wyraźną świadomość miłości siebie i bliskich duchem – i oddawanie się jej aż do śmierci, aby żeby przynajmniej uciec od beznadziei!? Trudno uwierzyć, że Puszkin czy Lermontow byli już wyczerpani. Albo że Cwietajewa popełniła samobójstwo z niepokoju... Myśl o samotności jest zawsze bliska myśli o śmierci. Co więcej, śmierć czasami wydaje się być tak absolutną samotnością, że postrzegamy ją jako absolutne złączenie się ze wszystkim. To śmierć rodzi najbardziej beznadziejne formy samotności. Samotność może stać się tak nie do zniesienia, że ​​„chce się przed nią schować w otchłani śmierci”. Łapię się na tym, że za każdym razem, gdy dotykam danych biograficznych poety, który już nie żyje, gdy jego życie jest „w pełnej krasie” i widać jego Początek i Koniec, odczuwam bolesny dreszczyk zrozumienia „to jest powód, to jest powód i dlatego jego lot został przerwany…” Jak mówią: „Trudno stawić czoła życiu z odsłoniętymi nerwami”. Ale ktoś musi porozmawiać o nieznanych bohaterach, o niezauważonym pięknie zakola leśnego potoku, o minionej młodości i wiele więcej o tym, co nas porusza i sprawia, że ​​naprawdę żyjemy lub przynajmniej angażujemy się w prawdziwe życie. Czy osoba posiadająca dar poetyckiej refleksji nad światem może zamienić go na szare dobro Ionycha Czechowa? Niech będzie skazany na cierpienie poza tłumem i niezrozumienie boskiej opatrzności... Marina Vladi niejednokrotnie znajdowała się w sytuacjach, w których z trudem znosiła towarzystwo Włodzimierza Wysockiego i najwyraźniej zadawała też te same pytania co ja: „Dlaczego czy wy, poeci, macie tak złą stronę? Czy nie da się żyć bez stresu?” I wtedy pewnego dnia – wspomina Marina (9) – znaleźli się w jakimś podmiejskim pociągu, gdzie dla nas, żyjących w czasach sowieckich, wszystko było znajome: smród, bałagan, twarze opuchnięte od ciągłego pijaństwa, niekończący się brud i ta sama niekończąca się beznadziejna melancholia. Marina znalazła się w potrzebie i musiała udać się do toalety stacyjnej. Widok lodowatej sterty moczu i gówna zszokował „normalnego obcokrajowca”. Kiedy Władimir zobaczył zszokowaną minę Mariny, przyjął jedyną sprawdzoną metodę pomocy. Zabrał ją do bufetu, gdzie nalał Marinie kieliszek wódki. I oto! „Znowu staję się człowiekiem” – wspomina Marina Vladi. - Wszystko dlaja jestem przemieniony. Nawet ten zapomniany przez Boga przystanek staje się radosny i gościnny”. „No cóż, teraz mnie rozumiesz?” – zapytał ją znacząco Władimir. Jeden z największych znawców helleńskiego kultu nigdy nie pogodnego boga Dionizosa, Wiaczesław Iwanow, zauważył: „Trzeba zaakceptować samotność jako horror swojej skończoności, a nostalgię za sobą jako integralność”. Pytanie tylko brzmi: „Jak przyjąć?” A.S. należy do zupełnie innego pokolenia poetów. Puszkin i M.Yu. Lermontow. Ale mało kto z nas będzie wątpił, że te dwie słynne osoby nie były same zarówno „w środku hałaśliwego balu”, jak i „na wzgórzach smutnej Gruzji”. Jeśli marginalność Lermontowa jest oczywista, współcześni poecie wcale go nie faworyzowali, to nadal nie ma jasnej opinii na temat Puszkina. Puszkin to także ulubieniec losu, geniusz, ulubieniec kobiet, ale mając niespełna 38 lat obsesyjnie szuka śmierci jako wyzwolenia od ciężarów życia. Zawsze jednak porównywałam te dwie osoby, ich poetycki sposób mówienia, porównywałam obrazy, które mi się rodziły, z każdym akcentem ich twórczości, a nawet ich portretów. Dla mnie Lermontow to buntownik z wyższych sfer, o podwyższonym poczuciu sprawiedliwości, wyrafinowany esteta, ale „wściekły i wściekły”. Jego współczesny I.A. Arseniew tak scharakteryzował Lermontowa: „Uwielbiał przede wszystkim wykazywać się inteligencją, zaradnością w ośmieszaniu otoczenia, a czasem obrażał ludzi godnych pełnej uwagi i szacunku zjadliwymi, często bardzo celnymi dowcipami. Z takim charakterem, z takimi skłonnościami, z taką nieokiełznaniem wszedł w życie i oczywiście od razu znalazł sobie wielu wrogów”. pokoju miłości i akceptacji: Nie ma dla ciebie łaski; Jest niezgoda z twoim szczęściem: I jesteś niewłaściwie piękna, I niewłaściwie jesteś mądra. Jeśli czytasz listy Aleksandra Siergiejewicza i wspomnienia bliskich mu osób, wtedy widzimy nie tylko „niewolnika honoru”, ale „obciążoną codziennością, człowieka wyczerpanego niekończącymi się długami, pozbawionego żywej komunikacji z przyjaciółmi („niektórych już nie ma, a tych jest daleko”) , obciążone świeckim społeczeństwem i nie cieszące się pożądaną uwagą ani w rodzinie, ani w stałym kręgu przyjaciół” (12). Ale jednocześnie w jego wierszach nie odnajdziecie cienia dręczącej samotności: (...) Witajcie, Młode, nieznane plemię! To nie ja będę oglądał twoją potężną późną starość, kiedy wyrośniesz z moich znajomych i osłonisz ich starą głowę przed wzrokiem przechodnia. Ale niech mój wnuk Usłyszy Twój powitalny hałas, gdy wracając z przyjaznej rozmowy, pełen wesołych i przyjemnych myśli, przejdzie obok Ciebie w ciemności nocy i przypomni sobie mnie. (21) Na podstawie twórczości obu poetów i wspomnień biograficznych ich współczesnych można z dużą dozą pewności przyjąć, że Aleksander Siergiejewicz przeżywał samotność świata, nie odrzucając jej, i wyrażając swój wewnętrzny protest w swojej twórczości. Jego śmierć w pojedynku uważana jest za akt umyślnego samobójstwa, jednak cała chronologia ostatnich miesięcy życia Puszkina (13) mówi raczej o rozwiązaniu złożonej plątaniny sprzeczności związanych ze specyfiką ówczesnej struktury społecznej , a nie awanturą samego Aleksandra Siergiejewicza. Obowiązek chrześcijanina wypełniał z taką czcią i tak głębokim uczuciem, że nawet starszy spowiednik, który spowiadał go w ostatniej chwili, wzruszył się i odpowiedział na czyjeś pytanie w tej sprawie: „Jestem stary, nie mam już czasu żyć, cóż mogę oszukać? Być może nie uwierzycie mi, gdy powiem, że sam pragnę takiego końca, jaki miał”. Inną sprawą był Lermontow, który zupełnie świadomie wpadł na „kulę zbawienną”! Wiemy na pewno (14) tylko o dwóch pojedynkach, z których jeden okazał się śmiertelny. Badacz przyczyn ostatniego pojedynku Lermontow V.A. Zacharow słusznie argumentuje: „Dla nas Lermontow jest wielkim poetą i wspaniałym artystą, chcemy go widzieć jako osobę dojrzałą, rozważną, zrównoważoną, jednym słowem, obdarzoną wszelkimi pozytywnymi cechami. Lermontow miał trudnościcharakter: drwił, złościł się językiem, boleśnie obrażał swoich przyjaciół i znajomych, co jednak często mu się udawało”. Michaił Jurjewicz według Andronnikowa był towarzyski, ale z nikim się nie zbliżał. Za prawdopodobną przyczynę takiej alienacji uważa się „wychowanie babci” (chłopiec wcześnie został bez rodziców i dorastał pod okiem Elizawety Alekseevny Arsenyevy, która go całkowicie kochała, w duchu całkowitej wolności i na tle społecznych przewrotów po wojnie 1812 r.). Lermontow był kochany przez prawie wszystkich swoich towarzyszy służby. Jest bardzo towarzyski. „Lermontow wszędzie jeździł i wszędzie brał udział, ale jego serce nie było ani jedno (karty), ani drugie (pijatki z udziałem kobiet z Petersburga)”. Jak rozumiem, jego nonkonformizm rekompensował Michaił Jurjewicz w twórczym wyrażaniu siebie. Jego pierwsze wiersze, które stały się powszechnie znane, ukazały się w wieku 12 lat! wiek. A w okresie swojej kadecji był więcej niż wyrazisty - od „Ody do człowieka w potrzebie” i „A.A. F..tu”: O ty, który nazywasz się Oszust, pijak i łotr, Łajdaku, owieco i rabusiu, Skłoń wzrok na tę kartkę papieru i wiedz: Nie jestem jedyny, Ale wszyscy to pisali, ty sukinsynu! Są łajdacy, których biją, W twarz których wszyscy plują, Ale upokorzeni, w ciemnościach chowają swoje dni, I opluwają cię, biją, A mimo to zachowujesz swój dumny wygląd. W domu smrodu i g.... Wasze imiona świecą; Ale nie chcę kalać mojego wiersza przymiotnikami... Do jakiego stopnia można wywołać niezadowolenie swoim zachowaniem w społeczeństwie, skoro w 1841 roku, na 7 miesięcy przed tragiczną śmiercią poety, „car chciał, żeby on (Lermontow) siedzieć na wygnaniu i nigdzie nie iść, nie opuścił: „... porucznika Lermontowa w żadnym wypadku nie należy usuwać z frontu pułku”?! Wielu badaczy życia i twórczości Lermontowa zauważyło fatalność jego losu, jego dzieła. A sam poeta przez całe życie zajmował się tematem przeznaczenia. W szkicu Fatalisty Lermontow napisał: „Fajnie jest kusić los, gdy się wie, że nie może dać nic gorszego od śmierci, że śmierć jest nieunikniona i że istnienie każdego z nas, pełne cierpienia i radości, jest ciemne i niedostrzegalne w tym bezkresnym kotle, zwanym naturą, w którym gotuje się, znika (umiera) i odradza się tak wiele różnorodnych istnień”. Być może najbardziej konkretne rozumienie samotności jako „uwięzienia w więzieniu” znajduje odzwierciedlenie w wierszu „Więzień”, który powstał podczas aresztowania Michaiła Jurjewicza za wiersz „Śmierć poety”. Stąd trafność prawdziwych szczegółów życia więziennego: jestem sam – nie ma radości; Ściany dookoła są nagie; Promień lampy świeci słabo jak dogasający ogień... Lermontow jest skazany na życie wśród obcych mu ludzi, w społeczeństwie, w którym panuje kłamstwo, fałsz i „niekończąca się i nieugaszona” nuda. Poeta związany z tym światem zarówno urodzeniem, jak i wychowaniem, dusił się jednak w atmosferze intryg i plotek. „Samotność w tłumie” jest szczególnie silnie odczuwalna na noworocznym balu maskowym, ujętym w wierszu „Jak często w otoczeniu pstrokatego tłumu…” Człowiek żywy, myślący, cierpiący jest straszliwie samotny w świecie „bezdusznych” ludzie”, „przez przyzwoitość naciągniętych masek”, „długo opadające ręce” świeckich piękności. Z królestwa fałszu i pustki zostaje przeniesiony przez sen w niezapomniany świat dzieciństwa. W pamięci pojawiają się bliskie sercu obrazy: „ogród ze zniszczoną szklarnią”, „staw uśpiony”, „wysoki dwór”. Powrót ze świata snów do hałaśliwego, wesołego tłumu czyni samotność bohatera szczególnie nie do zniesienia i rodzi „wiersz żelazny, przesiąknięty goryczą i gniewem”. W wierszu tym słychać wyraźny protest poety przeciwko wszystkiemu, co czyni jego życie nie do zniesienia i skazuje na samotność. Nietrudno domyśleć się, „co” Puszkin i Lermontow przeżyli w stanie samotności i „jak” przeżyli. wieńczy go podobny tragiczny finał. Kolejną postacią z panteonu klasyków literatury rosyjskiej, która bezpośrednio wiąże się ze zjawiskiem samotności, jest oczywiście Gogol Nikołaj Wasiljewicz. Dotarcie do jego czysto ludzkich doświadczeń jest równie trudne, jak dotarcie do nichPuszkin jako człowiek lub Lermontow jako człowiek. Gogol jest zbyt monumentalną, marmurowo-tynkową i zakurzoną rozprawą doktorską dla dzisiejszych pokoleń, mimo wszystkich swoich żywych dzieł, przesiąkniętych łagodnym słońcem Małej Rusi czy wilgocią ulic Petersburga. W licznych „biografiach” pisarza, co nie jest słowem, jest panegirykiem na cześć jakiejś cechy „genialnego pisarza rosyjskiego” w najlepszych tradycjach dzieł pseudonaukowych, o zestawie standardowych cech i bezużytecznej fenomenologicznej ozdobności. Dopiero sięgając do listów Gogola, jego książek i wspomnień jego współczesnych, nagle zaczynasz widzieć zupełnie „nie szkolny”, a nie portretowy obraz osoby bojaźliwej, podejrzliwej, bardzo podatnej na wpływy, skłonnej do obżarstwa, drobnych kłamstw i wulgaryzmów językiem, zdolnym w kilku linijkach wyrazić tyle empatii, że z oczu zaczynają płynąć łzy. Nie bez powodu Michaił Afanasjewicz Bułhakow uważał Gogola za swojego nauczyciela – „wielkiego nauczyciela!” Niemal unikalny dla stylu autora Bułhakowa jest kompletny opis wyglądu Gogola, pasujący do cech tradycyjnego portretu literackiego: „W biednym pokoju, w na fotelu, siedział mężczyzna z długim ptasim nosem, chorymi, szalonymi oczami, z włosami opadającymi prostymi kosmykami na wychudłe policzki, w obcisłych jasnych spodniach z paskami, w butach z kwadratowymi noskami, w niebieskim fraku. Rękopis na kolanach, świeca w żyrandolu na stole” (15). Badacze twórczości Gogola, kierując się samotnością i duchową wrażliwością, często porównywali go do Puszkina. Dlaczego nie? Sam Gogol w swoich listach nawiązuje do Aleksandra Siergiejewicza: „To dziwna rzecz, nie mogę i nie mogę pracować, kiedy jestem oddany samotności, kiedy nie ma z kim porozmawiać, kiedy nie mam innych zajęć i kiedy jestem właścicielem całą przestrzeń czasu, niepodzielną i niezmierzoną. Zawsze zadziwiał mnie Puszkin, który, żeby pisać, musiał sam wejść na wieś i zamknąć się. Wręcz przeciwnie, na wsi nigdy nie mogłabym nic zrobić i w ogóle nie mogę nic zrobić, gdzie jestem sama i gdzie się nudzę. Wszystkie moje teraz wydrukowane grzechy spisałem w Petersburgu i właśnie wtedy, gdy byłem zajęty moją pocztą, gdy nie miałem czasu wśród tej żywotności i zmian zajęć, a im więcej zabawy spędzałem wieczór, tym bardziej natchniony Wróciłem do domu, tym świeższy był mój poranek…” (16). Jeden z najlepszych specjalistów badających twórczość Gogola, Igor Zolotussky, uważał chęć „usprawiedliwienia się przed Bogiem” za dominującą cechę, która determinowała jego całe życie. życie (17). Samotność Gogola nie miała korzeni społecznych; była cechą głęboko osobistą. Jego pobożna religijność osiągnęła punkt bolesnych przejawów, mistycznej grozy śmierci we śnie i wszechogarniającego pragnienia oczyszczenia z grzeszności życia codziennego. Apoteozą takich stanów było rytualne spalenie pierwszej wersji drugiego tomu „Martwych dusz” (Frankfurt, 1845). I choć Igor Zołotusski uważał, że Nikołaj Wasiljewicz nie może być samotny, bo jest „poetą, który jest”. zawsze ze swoją muzą, wierszami, pracą i miłością, ale miłość Gogola pisała...”, to warto zauważyć, że niestety o integralności każdego żyjącego na tym świecie nie decyduje muza. Od dzieciństwa Gogol był ukąszony samotnością, jest to spowodowane przedwczesną śmiercią ojca i zaspokoić Nie mógł pragnąć tego upiora (zwanego samotnością) nawet wtedy, gdy został wprowadzony do „najwyższego kręgu rosyjskiej myśli, gustu i zrozumienia historii Rosji ”, do którego należeli Puszkin, Żukowski, Wiazemski. Gogol nigdy nie stał się jednym ze swoich (w tym kręgu). Tak, zaczął mieć dość pieniędzy na nową suknię, w której „nie jest wstydem pojawiać się w świątyni Bożej” i na wyjazdy zagraniczne, ale „wieczór się skończył, światła gasną i jest nikogo obok mnie.” I czyż nie dlatego, że Gogol „przechodził” przez wrzody rosyjskiego życia, wyśmiewany łapówkowiczów, sobakiewiczów, opowiadał o nieziemskim podbrzuszu świata (jego cienistej otchłani), musiał za to zapłacić swoim wewnętrznym wyrzutkiem? Gogol ucieka przed doświadczeniami samotności, o czym piszą, czy jest na nim wielu biografów? I tak, iNIE. Wystarczy uważnie przeczytać historię o „paskudnym, samotnym” Plyuszkinie, na którego przykładzie Gogol anatomicznie opisuje zjawisko samotności i staje się jasne, że pozostawał z nim w przyjaznych stosunkach (samotność). Kolejna niezwykła wersja przyczyn Gogola samotność, swoje dosłowne w niej przebywanie opisał w swojej książce „Klątwa Gogola” Nikołaj Spasski: „Gogol wierzył w swoją wyłączność, w swoją zgodę z Bogiem. To nie on zgrzeszył. Sam Pan Bóg prowadził go w grzechu, aby go wynieść ponad resztę ludzkości, aby dać mu siłę do tworzenia rzeczy niesamowitych, niespotykanych w jego przenikliwości i przenikliwości. Pewnego dnia, będąc na granicy życia i śmierci, Gogolowi ukazała się straszna prawda. Po raz pierwszy zaczął podejrzewać, że nie negocjują z Bogiem…” (18). Współczesna romantyzacja samotności jest zjawiskiem powszechnym w poezji, w całej kulturze światowej i w życiu społecznym. Samotny jest ten, kto stoi PONAD brudem codzienności, jak samotny orzeł żyjący wysoko w górach... Tak, na równinie, w jej brudzie, w bliskim kręgu tych, którzy roją się wśród swoich, żyjących z próżne troski dnia codziennego, może być i przytulnie, i ciepło - ale tam może być duszno i ​​ponuro od ziemskich oparów, podczas gdy na skrajnych wysokościach jest zimno i pusto, ale swobodnie... W obrazach samotnych poetów, marzyciele, wędrowcy, anachoreci, to wrodzone ludzkie pragnienie wolności realizuje się w dużym stopniu. Wolność, niezależność od opinii i wartości tłumu – „odejdź, co cię obchodzi spokojny poeta!” – jest dobrze rozumiana przez nas, w Rosji, która przeżyła czasy totalitaryzmu i z niepokojem przygląda się cechom nowej tyranii głównego nurtu, jaką niesie ze sobą globalizm… „Jednak tęsknota za wolnością i samotnością , która przekroczyła pewną granicę niezależności od innych, może ujawnić także jej straszliwą skrajność: śmierć miłości (nie bez powodu stan „wiszenia” w goryczy samotności, cieszenia się nią, w tradycji ortodoksyjnej ascezy uważany jest za jako grzeszne). „Niedobrze jest człowiekowi być samemu” – to przykazanie Boże pozostaje niezmienione od stworzenia świata. Bez miłości i bez wolności człowiek nie może żyć. Całkowita samotność jest dla niego tak samo niebezpieczna, jak całkowite zaabsorbowanie tłumem; współczesne, przepełnione ludźmi megamiasta ukazują nam rodzaj pustyni samotności wśród innych samotności…” (19). Pora teraz zwrócić uwagę na inny aspekt przyczyn samotności – jest to pragnienie „wolności od... ”. Pragnienie nieograniczonej wolności, zdaniem Dostojewskiego, zamienia się w zniewolenie i brak wolności. Uważam, że Fiodor Michajłowicz jest jednym z najwybitniejszych badaczy zjawiska samotności i to w różnych jego aspektach, w tym w głębi swoich przeżyć, gdzie demonizm z faktu mistycznego staje się faktem. W 1846 roku Dostojewski napisał do swojego brata o swojej pierwszej powieści „Biedni ludzie”, wyjaśniając, co w niej nowego: „Oni (społeczeństwo) są przyzwyczajeni do tego, że we wszystkim widzi się twarz pisarza; Ja swojego nie pokazałem. I nie mają pojęcia, że ​​mówi Devushkin, a nie ja, i że Devushkin nie może powiedzieć inaczej. Uważają, że powieść jest przeciągnięta, ale nie ma w niej zbędnego słowa. Znajdują we mnie nowy pierwotny nurt (Beliński i inni), polegający na tym, że działam poprzez analizę, a nie przez syntezę, to znaczy schodzę w głąb i rozkładając je atom po atomie, znajduję całość, podczas gdy Gogol bierze całość bezpośrednio” (List z 02.01.1846). To właśnie fakt uznania przez samego autora, że ​​„działa poprzez analizę”, jest moim zdaniem ważną okolicznością tego badania. Bo w rezultacie ty i ja dostajemy „nie twarz” Dostojewskiego, ale analityczne spojrzenie autora na konkretne kwestie egzystencjalne i jego osobiste wrażenia. Co więcej, jednocześnie być może „nie syntetycznie”, ale wrażenia i obserwacje w zintegrowanej formie. W osobie Fiodora Michajłowicza mamy „wyjątkowy przypadek”, którego natura ujawnia się w biograficznym rozwoju jego osobowości. Chciałbym od razu zauważyć, że Fiodor Michajłowicz miał szczęście żyć i komunikować się z kobietami, które bezinteresownie go kochały, a dzięki ich całkowitemu poświęceniu pozwolił, aby jego talent pisarski objawił się, rozwinął idać światu bezprecedensowe wczesne studium literackie na temat istoty współczesnego człowieka, natury motywów jego zachowania i społeczeństwa, które stworzył ten człowiek. Pierwszą taką kobietą była matka Fiodora Michajłowicza, która zaszczepiła we wszystkich swoich dzieciach nie tylko głęboką religijną postawę wobec świata. Druga to jego „ostatnia” żona Anna Snitkina. Choć współcześni uważali, że wszystkie kobiety Dostojewskiego były dla niego prawdziwym oparciem w życiu, a nawet zazdrościły. „Wielu rosyjskich pisarzy czułoby się lepiej, gdyby mieli żony takie jak Dostojewski” – Lew Tołstoj „westchnął” z tego powodu. Poznał szczegółowo życie swojego „kolegi geniusza”. Odważę się jednak zasugerować, że dopiero Anna Grigorywna pomogła mężowi zbudować życie osobiste (22) w taki sposób, ze wszystkimi jego wadami i zaletami, że klasyk swoje najsłynniejsze powieści napisał właśnie „w niebiańskim zaślubinach z aniołem” : „Idiota”, „Demony”, „Bracia Karamazow”... „Stworzył otchłań postaci, w których odbijały się cechy wszystkich mężczyzn i wszystkich kobiet, którzy choć raz go zainteresowali. Z wyjątkiem jednej – Anny. Nigdzie i nigdy nie opisał typu osobowości swojej ukochanej żony. Anioły łatwo kochać. Ale najwyraźniej nie pobudzają... wyobraźni” (22). Jeden z naszych poprzedników wyrażał opinię, że piekło nie jest tak straszne jak samotność: grzesznicy, choć cierpią tam niezmiernie, czynią to „razem”. Co pozwoliło Dostojewskiemu tak głęboko i barwnie przedstawić całą głębię piekła, w jakim człowiek skazuje się na egzystencję już w latach studiów w Głównej Szkole Inżynierskiej (1838-1841), kiedy Dostojewski „cierpiał od atmosfery wojskowej i? musztry, od obcych zainteresowań dyscyplinami i od samotności” (23), wokół niego utworzyło się koło literackie. Jak zeznał jego szkolny kolega, artysta K. A. Trutowski, Dostojewski trzymał się z daleka, ale zadziwiał kolegów swoją erudycją. W szkole zaczęły kształtować się pierwsze plany literackie przyszłego pisarza. W 1841 roku wieczorem zorganizowanym przez swojego brata Michaiła Dostojewski odczytał fragmenty swoich dzieł dramatycznych, znanych jedynie z tytułów - „Maria Stuart” i „Borys Godunow”, w których, według wypowiedzi współczesnych, wpływ Puszkina i Schillera było widać. A najgłębsze preferencje literackie młodego Dostojewskiego to N.V. Gogol, E. Hoffmann, W. Scott, George Sand, V. Hugo. Ale aż do 1844 roku (Dostojewski miał 23 lata) Fiodor Michajłowicz pasjonował się tłumaczeniami powieści Honore de Balzaca, Eugeniusza Sue i George Sand. W twórczości George Sand, jak wspominał pod koniec życia, „uderzyła go… nieskazitelna, najwyższa czystość typów i ideałów oraz skromny urok surowego, powściągliwego tonu opowieści”. I tak w 1844 roku Dostojewski próbował swoich sił jako pisarz. Wprowadza Bielińskiego i jego przyjaciół z kręgu literackiego do rękopisu „Biedni ludzie” (patrz nazwiska: Turgieniew, Odojewski, Panajew, Niekrasow, Grigorowicz...). Reakcja środowiska Bielińskiego na pierwsze dzieło Dostojewskiego stała się jednym z najsłynniejszych i trwale doniosłych epizodów w historii literatury rosyjskiej: niemal wszyscy jej uczestnicy, w tym Dostojewski, wracali do niej później zarówno we wspomnieniach, jak i w utworach fikcyjnych, opisując ją zarówno bezpośrednio i pośrednio w formie parodii. Powieść ukazała się w 1846 roku w zbiorach petersburskich Niekrasowa, wywołując głośne kontrowersje. Recenzenci, choć zauważyli pewne błędy w obliczeniach pisarza, wyczuli jego ogromny talent, a Bieliński wprost przepowiedział Dostojewskiemu wielką przyszłość. Pierwsi krytycy słusznie zauważyli genetyczne powiązanie „Biednych ludzi” z „Płaszczem” Gogola, mając na uwadze zarówno wywodzący się z bohaterów Gogola wizerunek głównego bohatera na wpół zubożałego urzędnika Makara Dewuszkina, jak i szerokie wpływy poetyki Gogola o Dostojewskim. Portretując mieszkańców „zakątków Petersburga”, portretując całą galerię typów społecznych, Dostojewski odwoływał się do tradycji szkoły naturalnej (oskarżycielski patos), sam jednak podkreślał, że wpływ „Agenta dworcowego” Puszkina znalazło odzwierciedlenie także w powieści. "Temat„mały człowiek” i jego tragedia znalazły u Dostojewskiego nowe zwroty, pozwalając już w pierwszej powieści odkryć najważniejsze cechy stylu twórczego pisarza: skupienie się na wewnętrznym świecie bohatera połączone z analizą jego losów społecznych, umiejętność oddanie nieuchwytnych niuansów stanu bohaterów, zasada konfesyjnego ujawniania się bohaterów (nieprzypadkowo wybrano formę „powieści listowej”), system dubletów „towarzyszących” głównym bohaterom ” (23). Ale ty i ja jesteśmy zainteresowani inną pracą początkującego pisarza. Pod koniec 1845 r. podczas wieczoru z Bielińskim przeczytał rozdziały opowiadania „Sobowtór” (opublikowanego w 1846 r.), w którym Fiodor Michajłowicz po raz pierwszy dokonał głębokiej analizy rozdwojenia świadomości, zapowiadając swoje wielkie powieści. I wtedy (od 1846 r.) Dostojewski zbliżył się do tajnego stowarzyszenia petraszewistów, które wybrało najbardziej radykalne metody walki z istniejącym ustrojem państwowym. Wynik jest znany – Dostojewski został skazany na śmierć. Osiem miesięcy spędzonych w Twierdzy Piotra i Pawła, „słynnej” szafie, na której przeżył „najstraszniejsze, niezmiernie straszne minuty oczekiwania na śmierć”, które wstrząsnęły Fiodorem Michajłowiczem do głębi przez resztę jego życia, a następnie 4 lat ciężkiej pracy wśród przestępców ówczesnego świata przestępczego. „To było niewypowiedziane, niekończące się cierpienie… każda minuta ciążyła mi na duszy”. Doświadczone zamęty psychiczne, melancholia i samotność, „osąd samego siebie”, „ścisła rewizja dotychczasowego życia”, złożona gama uczuć od rozpaczy po wiarę w rychłe wypełnienie wysokiego powołania – to wszystko duchowe przeżycie lat więziennych stała się podstawą biograficzną „Notatek z domu umarłych” (1860-62), tragicznej księgi konfesyjnej, która zadziwiła współczesnych odwagą i hartem ducha pisarza. Nie, oczywiście, Dostojewskiego dramatycznych wstrząsów, pozostał człowiekiem, który „przegapił” minuty, chwile „pełni życia”. Swoje wrażenia na ten temat włożył w usta księcia Myszkina (powieść „Idiota” 1867–1868): „...A co, jeśli nie umrzesz!? ...Co za nieskończoność!!! Niczego bym nie przegapiła, nic bym nie straciła! Odliczałem każdą minutę!” Ale nie, na pytanie: „Co on w życiu zrobił z tym bogactwem?”, książę odpowiada: „Nie, z tym bogactwem nie żył. On (mój przyjaciel) stracił wiele minut…” (24). Okazuje się, że tych minut nie da się „policzyć” i nikt, nawet po uniknięciu śmierci, nie jest w stanie wejść w otwartą różnorodność komunikacji ze światem. Nie trzeba być „bardzo mądrym”. nie mówiąc już o kolejnym fakcie w badaniu dzieła Dostojewskiego. Bez wyjątku wszystkie jego prace w taki czy inny sposób odzwierciedlają prawdziwe doświadczenia i wrażenia z wydarzeń, które miały miejsce. Proszę, pamiętajcie, ile razy cierpieliście z powodu nieporozumień i o co musieliście się martwić w tych chwilach: od smutku po, być może „złe myśli” o zemście lub samobójstwie. Bardzo często w naszym odrzuceniu i doświadczanej samotności zajmujemy otwarcie agresywną postawę. I nie ma większego znaczenia, czy zamierzamy zabić siebie, czy kogoś ze świata, „który jest poza nami”. Historia Rodiona Raskolnikowa (powieść „Zbrodnia i kara” 1865–1866) jest najbardziej szczegółowym obrazem tego, jak człowiek żyje z ciężarem niepełnego postrzegania świata i do jakiej głębokości wstrętu wynika z trzeźwej, pokornej zdolności myślenia dosięgnąć może człowiek, zaciemniony odbiciami utopijnych idei, do którego, według słów Dostojewskiego, „w końcu będzie musiał się wyprzeć... aby choć umrzeć w ciężkiej pracy, wstąpił do znowu ludzie…”. To samotność, a nie strach przed odkryciem, ostatecznie zmusza go do przyznania się do zbrodni. Ale za czasów Fiodora Michajłowicza było wystarczająco dużo pomysłów. Zwłaszcza o społeczeństwie sprawiedliwości i sposobach osiągnięcia tej sprawiedliwości. Argumenty te kończyły się zwykle terrorem lub całkowitym obskurantyzmem. Sam Dostojewski nie uniknął pokusy „spekulacji” na „gorące tematy”. Wiedział, jak mówić o „dumnej samotności”, rozumiał, że cała ta wspaniała maskarada wysokich i głośnych słów znów nie była mu potrzebna,ale dla innych, dla ludzi. Dumna samotność! Czy współczesny człowiek może być dumny sam? Przed ludźmi, w przemówieniach, w książkach – to inna sprawa. Ale kiedy nikt go nie widzi i nie słyszy, kiedy w środku nocy, pośród ciszy i milczenia, składa sobie relację ze swojego życia, czy odważy się użyć chociaż jednego wzniosłego słowa: „Było dobre dla Prometeusza? - nigdy nie był zostawiany sam. Zeus zawsze go słyszał - miał przeciwnika, miał kogo złościć i irytować swoim nieugiętym wyglądem i dumnymi przemówieniami, co oznacza, że ​​​​był „biznes”. Ale współczesny człowiek, Raskolnikow czy Dostojewski, nie wierzy w Zeusa. Kiedy ludzie go opuszczają, kiedy zostaje sam ze sobą, mimowolnie zaczyna sobie wmawiać prawdę, i to, mój Boże, jaka to straszna prawda!” (25). Jak mało jest w nim tych urzekających i cudownych obrazów, które według legend poetyckich uważaliśmy za stałych towarzyszy samotnych ludzi! Wyidealizowane i Rzeczywiste są wciąż bardzo różnymi hipostazami Rzeczywistości. Idealiści zawsze kończą tak samo: albo rozpoczynają wojnę o swoje ideały, przekraczając życie w sobie i innych, albo rozpoczynają powolną drogę powrotu do autentycznego, choć przez inne ideały, „ale powracając do życia”. Kiedy Gogol spalił rękopis drugiego tomu Dead Souls, uznano go za szalonego. Ale w przeciwnym razie całkowicie utraciłby połączenie z zasadą tworzącą znaczenie, która go definiuje – Bogiem w sobie. A Nikołaj Wasiljewicz miał więcej racji, gdy spalił swój cenny rękopis, który mógł zapewnić „nieśmiertelność” na ziemi całemu tuzinowi wcale „szalonych” krytyków, niż wtedy, gdy go napisał. Idealiści nigdy na to nie pozwolą, potrzebują „dzieł Gogola”, a nie przejmują się samym Gogolem i jego „wielką porażką, wielkim nieszczęściem, wielką brzydotą”. Niech więc na zawsze opuszczą pole filozofii! I w końcu po co im to potrzebne? Czy ich zasługi nie są dostatecznie uzasadnione odniesieniami do kolei, telegrafów, telefonów, potrzeb społeczeństwa konsumpcyjnego, a nawet do pierwszego tomu Dead Souls, gdyż promuje on „postęp”? Wyobcowanie od ludzi o zasadniczo egocentrycznych poglądach, oddzielenie w sobie poprzez unikanie kontaktu ze światem – to warunek konieczny i nieunikniony skutek zbrodni Raskolnikowa – buntu „niezwykłej” osobowości. Wspaniała koszmarna wizja (w epilogu powieści) podzielonego, a zatem umierającego świata – bezsensownego nagromadzenia jednostek ludzkich – symbolizuje wynik, do którego może dojść ludzkość, inspirowana ideami Rodiona Raskolnikowa. Ale Dostojewski jest cenny, ponieważ on rozumie jakościową różnicę pomiędzy wyobrażeniem a rzeczywistością. „Mam zupełnie inne koncepcje rzeczywistości i realizmu niż nasi realiści i krytycy. Mój idealizm jest bardziej realny niż ich. Rozsądnie opowiedzieć, czego my wszyscy, Rosjanie, doświadczyliśmy w ciągu ostatnich 10 lat naszego rozwoju duchowego – ale czy realiści nie będą krzyczeć, że to fantazja? Tymczasem jest to pierwotny, realny realizm. To jest realizm, tylko głębszy, ale oni płyną płytko... Ich realizm nie jest w stanie wyjaśnić setnej części faktów realnych, wydarzyjących się naprawdę. A my nawet prorokowaliśmy fakty za pomocą naszego idealizmu. Zdarzało się też, że wewnętrzny sens tego, co się działo, wychwytywali ci, którzy pod jego ruchem dopatrywali się ukrytego przebiegu innych, czysto realnych wydarzeń. Bohaterami wewnętrznego, prawdziwego dramatu są ludzie, ale nie jako osobowości, empirycznie ujawnione w zewnętrznym działaniu lub psychologicznie pojęte w pielęgnowanych zakamarkach życia psychicznego, ale jako osobowości duchowe, kontemplowane w ich najgłębszych, zrozumiałych głębinach, z którymi wchodzą w kontakt z żywymi siłami innych światów.” (26). „Rozłam świadomości” i dominacja idei w porządku świata podwójnej świadomości prowadzi do diabelstwa permisywizmu. Zarówno w powieści Bracia Karamazow (1879-1880), jak i w powieści Demony (1871-1872) Dostojewski czyni ten temat głównym tematem rozważań. Uderzająca jest umiejętność Fiodora Michajłowicza, który nie tylko dotyka wielowymiarowych zagadnień psychologii człowieka, on wnika w głąb problemu i rozwija go słowami, myślami i czynami bohaterów, jakbyzachowywał się jak kronikarz prawdziwych wydarzeń: „Nazywają mnie psychologiem: to nieprawda, jestem po prostu realistą w najwyższym tego słowa znaczeniu, tj. Przedstawiam wszystkie głębiny ludzkiej duszy” (27). W swoich dziełach (zwłaszcza w powieściach z ostatniego okresu życia, począwszy od 1870 r.), Dostojewski posługuje się symboliką dla przedstawienia swoich idei. Co więcej, badacze jego twórczości zauważają wyraźną tendencję do łączenia zamysłu pisarza z archetypem duszy świata poprzez penetrację przestrzeni, w których łączą się pierwiastki żeńskie i męskie mężczyzny. Osobowość dla Dostojewskiego jest antynomiczna nie tylko ze względu na sprzeczną złożoność jej wewnętrznego składu, ale także dlatego, że jest jednocześnie oddzielona od innych osobowości iw niezrozumiały sposób z nimi wszystkimi stopiona; jej granice są nieokreślone i tajemnicze Zdaniem samego Dostojewskiego powieść „Demony” jest tragedią symboliczną, a symboliką powieści jest właśnie ów „realizm w najwyższym znaczeniu”. Jeżeli tak jest, konieczne jest, aby całościowe zrozumienie tematu fenomenu samotności w tej epickiej tragedii, którą badamy, odsłoniło ukrytą w jej głębi obecność pewnego – „epickiego w formie, tragicznego w antynomianizmie wewnętrznym - rdzeń, w którym mieści się cała symboliczna energia całości i cały jego „najwyższy realizm”, czyli podstawowa intuicja rzeczywistości nadzmysłowych, która z góry określiła epicką tkankę działania w świecie zmysłowym. Takiemu rdzeniowi symbolicznego obrazu życia odpowiada nazwa mitu” (28). Metoda symbolicznego obrazu pojęć wielowymiarowych jest nam znana od czasów literatury starożytnej – dobrze znana, choć trudna w realizacji. Jeśli samotność wyrażę jako pustkę, ból i cierpienie, to jest mało prawdopodobne, aby jej odbicie jako zjawiska było pełne. W tym miejscu odwołujemy się do symboli, mitów i metafor. Przypomina to wyświetlanie informacji objętościowych za pomocą binarnego kodu znakowego. Dlaczego Dostojewski pisał w ten sposób? W pracach Goncharowa, a zwłaszcza Turgieniewa, pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest niesamowita dekoracja formy. „Wszystko jest złocone, polerowane, lakierowane, polerowane; każde słowo jest na swoim miejscu, każda fraza jest nie tylko zaokrąglona, ​​ale i dopracowana. Ani jednego zbędnego, niepotrzebnego szczegółu, ani jednej strony, na której byłoby zauważalne zmęczenie lub nierówny talent. Każda praca aż się prosi o oprawę w złotą oprawę. Każda postać, każda osobowość, choćby przelotnie pojawiająca się na scenie (u Turgieniewa), jest jakby wykuta z marmuru: nic nie można dodać ani odjąć. Oczywiste jest, że było to przemyślane i przemyślane dziesiątki razy, pisane i przepisywane, i dopiero wtedy podano społeczeństwu do przeczytania z pełną pewnością sukcesu, bez pośpiechu i bez przypodobania się. Dobrze jest tak pracować i szczęśliwy jest artysta, który potrafi tak pracować” (29). Ale to wymaga przede wszystkim środków i wytrwałości (dyscypliny wewnętrznej). Dostojewski nie miał ani jednego, ani drugiego. W całym swoim życiu napisał tylko dwie rzeczy, które nie zostały napisane pośpiesznie i na czas. Są to jego pierwsza powieść „Biedni ludzie” i ostatnia, stworzona „z wolnej pasji” „Bracia Karamazow”. Wszystko inne pisano nie tyle z potrzeby, ile też dla zarobku, kiedy czasem nie było co jeść, a sam Dostojewski był „bardzo zadłużony”. Dlatego poza nielicznymi wyjątkami u Dostojewskiego nie ma niczego sezonowanego i przetworzonego. Czasem całe sto stron sprawia wrażenie jakiegoś papier mache (papier-mâché (francuski) - rozdrobniona włóknista masa papierowa) i dopiero nagle, na końcu, geniusz, pokonując zmęczenie, pojawia się z pełną mocą, jakby przeciął go piorun chmury i oświetla cały obraz fantastycznym, cudownym blaskiem. Zwykle są to tysiące „czasem niepotrzebnych szczegółów”, dziesiątki odrębnych intryg, sterta nowych bohaterów i bohaterek. Wszystko to pośpiesznie, pośpiesznie, z napięciami i impulsami, kryzysami twórczymi, błyskawicznymi przebłyskami geniuszu i przygnębiającą torturą. Ale nie można było postąpić inaczej: Dostojewski nie wiedział, jak oszczędzać pieniądze i często zamiast powieści sprzedawał czystą kartkę papieru, a „oszuści” wydawcy chronili ich interesyróżne kary. Rozwiń korespondencję Dostojewskiego; przecież to ten sam motyw: „pieniądze, pieniądze, pieniądze!”, a mniej więcej czujący i myślący człowiek zrozumie, jaka tragedia rozgrywała się w duszy wielkiego pisarza, któremu z pewnością trzeba przygotować takie a takie określonej liczby arkuszy w takim a takim terminie. Ponadto Fiodor Michajłowicz był niesamowicie nieporządny zarówno w młodości, jak i do końca swoich dni. „Kiedyś otrzymałem od mojego opiekuna tysiąc rubli, a następnego ranka poprosiłem Riesenkampfa o „pożyczenie co najmniej pięciu rubli”. Jakiś czas później znów otrzymał tysiąc i tego samego wieczoru roztrwonił go na grze w bilard i domino. Co najwyżej wydaje pieniądze w ciągu jednego dnia. Przepłaca spekulantom za bilety na koncerty Liszta. Hojnie pożycza pieniądze wszelkiego rodzaju oszustom. A gdy jest spłukany, udaje się do lichwiarza i nie wiedząc, jak się targować, zaciąga pożyczki na monstrualne stopy procentowe” (22). Pragnienie Raskolnikowa zabicia starego lombardu nie jest najprawdopodobniej domysłem – jest to pomysł, którego autor osobiście doświadczył… Tak, potrzeba zmusiła Dostojewskiego do pokazania swoich zdolności i talentów. Ale w odróżnieniu od „graczy” uciekających przed „punktami” prezentowanymi przez „żywego żyjącego”, Fiodor Michajłowicz zapewne odczuwał potrzebę mocnych wrażeń, „adrenaliny we krwi”, aby w jakiś sposób utożsamić się z najsilniejszymi przeżyciami ucieleśnionego ich obrazy oraz z reakcji „nagich nerwów” po powrocie do „bezradosnej gęstości codzienności”. Dodaj do tego ciężar dziedzicznej epilepsji (30) z takimi objawami jak gorący temperament (impulsywność), dziwnie połączona z sentymentalizmem, brutalnością (z nieodpowiednią „asertywnością”), konfliktem, małostkowością (z pewną tendencją do marnotrawstwa z podniecenia), pedanteria (z jednoczesną niechlujstwem wynikającą z niedbałości o porządek w życiu codziennym), natrętność, lepkość w mowie, zachowaniu i bolesna dokładność (31). Gdybyś tylko wiedział, z jakich śmieci wyrastają wiersze, nie znając wstydu... (32) Jedno z odwiecznych pytań brzmi: skąd mogę wiedzieć, kim jestem: dobry, zły, miły, zły, mądry, głupi, piękny, brzydki? A dlaczego muszę to wiedzieć? - Żyję i to jest w porządku. Gdybym była jedyna na świecie, te wszystkie oceny (piękna - brzydka itp.) nie miałyby dla mnie żadnego znaczenia. Sama (i dla siebie) byłabym „niczym”. A „żaden” oznacza: bez jakości, nieokreślony, nie do odróżnienia od czegoś istniejącego, tj. po prostu jakby nieistniejący... Okazuje się więc, że „sam” po prostu nie mogę istnieć?! Jednakże ty i ja żyjemy w świecie, w którym istnieje potrzeba przetrwania (patrz Fragment 1 i 2 o poziomach bezpieczeństwa). Nikt jeszcze nie anulował potrzeb związanych z jedzeniem, ciepłem i bezpieczeństwem. Zmusza nas to do bycia i samostanowienia, przynajmniej na poziomie utrzymania fizycznej egzystencji. Dlatego w prymitywnym społeczeństwie, w którym jesteśmy zależni od zdobycia pożywienia, schronienia i zapewnienia podstawowego bezpieczeństwa, raczej nie spotkamy się z samotnością. Nie zależy od niego. W konsekwencji zjawisko to zaczyna pojawiać się w społeczeństwie ludzkim od momentu pojawienia się nadmiaru pożywienia i czasu wolnego. A kto wie, czy Dostojewski nie stałby się Dostojewskim, gdyby „manna z nieba spadła z nieba” i nie musiałby utrzymywać się ze swojej pracy? Ale nawet w społeczeństwie rozwarstwienia społecznego kwestie przetrwania są na pierwszym miejscu, a nasz status i jego utrzymanie skazują nas na kontakty z innymi ludźmi w ramach historycznie ustalonej struktury relacji. Do tego należy dodać całkowicie nienaukowe zjawisko Przeznaczenia – czy przychodzimy na ten świat, aby rozwiązać z góry określone zadanie, czy też jesteśmy tylko „suchym liściem na wietrze” materialnego determinizmu. Ale tym tematem zajmiemy się z Wami w kolejnych artykułach. Na razie czuję potrzebę powrotu do życia i śmierci Mariny Cwietajewej, której samotność przybrała skrajne formy i, jak sądzę, zadecydowała o jej tragicznym odejściu. Po rozważeniu dzieł takich ludzi jak Brodski, Puszkin, Lermontow, dane biograficzne Cwietajewy mogą zacząć wyglądać inaczejświatło. Na przykład Marina Tsvetaeva marzyła o byciu dobrą matką (33). Zanim zarzuciła mu pętlę na szyję, smażyła synowi rybę. Ostatni raz złożyłem hołd codzienności, z którą walczę całe życie, zdobywając dla siebie przestrzeń dla Bycia. Tym razem musiała odzyskać przestrzeń dla Nieistnienia. Cwietajewie się spieszyła – bała się, że syn wróci z niedzieli… Ostatnie spojrzenie wokół siebie – co zostawia ludziom? Patelnia ze smażoną rybą na obiad mojego syna i stara, zniszczona walizka z rękopisami. Zawiera zamek Wielkiej Poezji, dar dla całej ludzkości (nadal go potrzebujemy, Marina). Jedzenie jest ziemskie. I pokarm duchowy. Dwa strumienie. Razem oba te strumienie pędzą w jednym kierunku, który według Arseniusza Tarkowskiego jest Życiem ze wszystkimi jego „wybuchami” nadziei i zagłady. Na tym świecie nie ma ciemności ani śmierci. Wszyscy jesteśmy już na brzegu morza, A ja jestem jednym z tych, którzy wybierają sieci, Gdy nieśmiertelność nadchodzi ławicą. (34) Dla mnie w badaniu zjawiska samotności stan, w którym przestrzeń (możliwości) Bycia zostaje „zdobyta” z codzienności, jest kluczem do zrozumienia pola, na którym rozwijają się wszystkie jej aktywne elementy. Na jednym z wieczorów poetyckich w domu tłumaczki Niny Jakowlewej Arseny Tarkowski w obecności Cwietajewy przeczytał swój nowy wiersz, w którym: „Stół nakryty jest dla sześciu osób, róże i kryształ, a wśród moich gości panuje smutek i smutek. I mój ojciec jest ze mną, a mój brat jest ze mną. Mija godzina i wreszcie pukanie do drzwi…” Nie, właściwie za drzwiami nie ma nikogo. Poecie wydaje się, że do ich uczty dołącza dawno już nieżyjąca ukochana osoba. Wiersz ten jest daleki od najlepszego tego, co napisał Tarkowski i z pewnością nie ma nic wspólnego z Cwietajewą. Ale dlaczego tak poruszyło to duszę Cwietajewej, wywołało taki huragan uczuć i burzę emocji, że natychmiast na to odpowiedziała: Powtarzam pierwszy werset I ciągle powtarzam słowo: „Nakryłam stół dla sześciu osób… ” Zapomniałeś o jednej rzeczy - siódmej. To nie jest zabawne dla waszej szóstki. Na twarzach ich strugi deszczu... Jak można zapomnieć o siódmym przy takim stole Siódmego... Twoi goście są smutni, Kryształowa karafka jest nieczynna. Smutny - dla nich, smutny - dla mnie, Nieproszony - smutniejszy niż wszyscy... Nikt: ani brat, ani syn, ani mąż, Nie przyjaciel - a jednak wyrzucam: - Ty, który nakrywasz do stołu sześć dusz, nie posadziło mnie - na krawędzi...Cóż oni mają więcej? Zraniona duma? Nadmierna duma Cwietajewy? Albo niechęć do tego, który ośmielił się zapomnieć, że Ona istnieje, jego Psyche – jej nieśmiertelna dusza. Ile podobnych dedykacji – czy to z radości, czy ze smutku – napisała już Cwietajewa! Wielu odbiorców zostało już dawno zapomnianych, ale wiersze żyją! Wydawałoby się, że ten wiersz pochodzi z tej samej serii. Nic takiego! Omawiany wiersz wyróżnia się w twórczości Cwietajewy. Nie dlatego, że jest najlepszy, ale dlatego, że jest OSTATNI. Wstępne wyniki badania: 1. Dla niemal wszystkich poetów i pisarzy zaliczanych do klasyki stan samotności jest jednym z głównych doświadczeń życiowych, co odbija się w ich twórczości i ma bezpośredni wpływ na ich twórczość.2. Ani status społeczny, ani dobrobyt materialny nie są decydującymi przyczynami występowania samotności wśród poetów i pisarzy. Mogą służyć jedynie jako tło lub czynnik przyczyniający się do rozwoju rozłamu z samym sobą, w społeczeństwie od „przystosowanej” marginalizacji do całkowitej anomii (por. Fragment 3).3. Główną przyczyną samotności są zdecydowanie cechy percepcji – „dysonans pomiędzy prawdziwym „ja” a tym, jak inni postrzegają „ja”. Inaczej mówiąc, wyraźna dominacja w procesach postrzegania świata obrazu siebie i jego konfliktu z ja realnym. Większość klasyków literatury traktuje ten konflikt jako „źródło inspiracji”, a samo doświadczenie stanu samotności służy jako paleta głębi i jasności odzwierciedlenia cech istnienia. 4. Podstawą powstawania i rozwoju samotności jest dyskrecja,brak integralności świadomości. W wyniku dyskretnej interpretacji świata człowiek wyciąga błędne wnioski, podejmuje odpowiednie działania, otrzymuje odpowiednią reakcję świata i w swojej równie dyskretnej analizie skazuje się na cierpienie, którego jednym ze skutków jest wyobcowanie, marginalność zachowanie i samotność.5. Należy odróżnić samotność konstruktywną od samotności samej w sobie, zwanej czasem samotnością esencjalną, która twórcza natura szczególnie potrzebuje ponownego przemyślenia materiału swoich wrażeń, przyswojenia go i przełożenia na odpowiednie obrazy poetyckie. 6. Poeci i pisarze, utożsamiani ze stanem samotności, nie odrzucają samego społeczeństwa, choćby dlatego, że to w relacjach społecznych czerpią podstawę semantyczną swoich dzieł i są bardzo uzależnieni od owoców swego publicznego wcielenia, że jest od wyników istotnych zysków i odpowiedniego publicznego uznania. Pierwszą część badań nad zjawiskiem samotności w literaturze chciałbym zakończyć konstruktywną nutą pozytywizmu. Jeden z moich ulubionych artystów, Charlie Chaplin, smutny człowiek, który rozbawił cały świat, w swoje 70. urodziny powiedział wspaniałe słowa: „Kiedy zakochałem się w sobie, zrozumiałem, że melancholia i cierpienie to tylko sygnały ostrzegawcze, że żyję wbrew mojej własnej prawdzie. Dziś wiem, że to się nazywa „BYĆ SOBĄ”. „Kiedy zakochałam się w sobie, przestałam kraść sobie czas i marzyć o wielkich projektach na przyszłość. Dziś robię tylko to, co sprawia mi radość i radość, co kocham i co wywołuje uśmiech na sercu Chcę i w swoim rytmie. Dziś nazywam to PROSTOTĄ. Wykaz wykorzystanej literatury i linki do rozdziału piątego, część 1: (1) F.M. Dostojewski „Dziennik pisarza” PSS, tom 11, M. 1929, s. 423. (2) E.N. Najdenow. „Postmodernizm”: „Filozofia postmodernizmu uważa, że ​​nie da się legitymizować żadnego pojedynczego sposobu pisania naukowego obrazu świata, gdyż świat można opisać na nieskończoną liczbę sposobów, z których żaden nie może być legitymizowany bez wykraczania poza zakres metodologii naukowej lub filozoficznej. W filozofii, a także w całej kulturze, istnieją mechanizmy dekonstrukcji biegunów ideologicznych, prowadzące do przemyślenia sytuacji historycznej na nowo. Pojęcie prawdy podlega dekonstrukcji ze względu na niemożność tej samej interpretacji zdarzenia przez różnych ludzi. Ogólnie rzecz biorąc, obraz można określić jako zdecentralizowany.”(3) V.N. Druzhinin „Psychologia eksperymentalna”, wyd. 2. dodatkowy, St.Petersburg 2002 art. 86.(4) McWilliams, Nancy. „Diagnostyka psychoanalityczna. Zrozumienie struktury osobowości w procesie klinicznym.” M. Class 1998, s. 480. (5) Mity narodów świata. M. 1991-1992 tom 2. (6) V. Lebedko, E. Naidenov, M. Michajłow. „Archetypowe podróże”. wyd. Złota sekcja. 2010 s. 10.(7) Erich Fromm. Psychoanaliza i etyka. M.: Respublika, 1993. s. 70. (8) Marina Cwietajewa „Poeci z historią i poeci bez historii”. Prace zebrane w 7 tomach, M.: „Ellis Lak”, 1994. (9) Marina Vladi. „Władimir, czyli przerwany lot”. (10) Dziesięć Przykazań (Deut. 5:7-21): 1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.2. Nie będziesz czynił sobie bożka ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie w górze i na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią; nie będziesz im oddawał czci ani służył im; Bo Ja, Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karzę synów za winę ojców do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą, i okazuję miłosierdzie tysiącowi pokoleń tych, którzy mnie miłują i przestrzegają moich przykazań . 3. Nie wzywaj imienia Pana, Boga swego, na próżno; Bo Pan, Bóg twój, nie pozostawi bez kary tego, kto na próżno wzywa Jego imię. 4. Pamiętaj o dniu szabatu, aby go święcić, jak ci nakazał Pan, Bóg twój; Sześć dni będziesz pracować i wykonywać całą swoją pracę, a siódmego dnia jest szabat Pana, Boga twego. Nie będziesz przy nim wykonywać żadnej pracy ani ty, ani twój syn, ani twoja córka,ani twój sługa, ani twoja służebnica, ani twój wół, ani twój osioł, ani twoje bydło, ani twój obcy, który jest z tobą, aby twój sługa, twoja służebnica i twój osioł mogli odpocząć tak jak ty; i pamiętaj, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej, ale Pan, Bóg twój, wyprowadził cię stamtąd silną ręką i wyciągniętym ramieniem, dlatego Pan, Bóg twój, nakazał ci przestrzegać dnia szabatu i go święcić. 5. Czcij swego ojca i swą matkę, jak ci nakazał Pan, Bóg twój, aby długie były twoje dni i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą ci daje Pan, Bóg twój. 6. Nie zabijaj. 7. Nie cudzołóż. 8. Nie kradnij. 9. Nie składaj fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu. 10. Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego i nie będziesz pożądał domu bliźniego swego, ani jego pola, ani jego sługi, ani jego służebnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnego z jego bydła, ani niczego, co twój bliźni ma.(11) ) Wikipedia. Tekst „Kodeksu moralnego budowniczego komunizmu”: 1. Oddanie sprawie komunizmu, miłość do socjalistycznej Ojczyzny, do krajów socjalizmu.2. Sumienna praca na rzecz społeczeństwa: kto nie pracuje, ten nie je. 3. Troska wszystkich o zachowanie i poprawę domeny publicznej. 4. Wysoka świadomość obowiązku publicznego, nietolerancja dla naruszania interesów publicznych. 5. Kolektywizm i koleżeńska pomoc wzajemna: każdy za wszystkich, wszyscy za jednego. 6. Humanitarne stosunki i wzajemny szacunek między ludźmi: człowiek jest przyjacielem, towarzyszem i bratem człowieka. 7. Uczciwość i prawdomówność, czystość moralna, prostota i skromność w życiu publicznym i osobistym. 8. Wzajemny szacunek w rodzinie, troska o wychowanie dzieci. 9. Nieustępliwość wobec niesprawiedliwości, pasożytnictwa, nieuczciwości, karierowiczostwa, karczowania pieniędzy. 10. Przyjaźń i braterstwo wszystkich narodów ZSRR, nietolerancja wobec wrogości narodowościowej i rasowej. 11. Nietolerancja wobec wrogów komunizmu, sprawy pokoju i wolności narodów. Braterska solidarność z masą pracy wszystkich krajów, ze wszystkimi narodami. (12) Listy i pamiętniki A.S. Puszkin, PSS.(13) W. Wierasajew. „Puszkin w życiu”. (14) Andronikov I.L. „Kierunek wyszukiwania”, M.Yu. Lermontow: Badania i materiały. L.: Nauka. Departament Leningradzki 1979. s. 153-170 (15) MA. Bułhakow. Uwagi na mankietach. M.: Sovremennik, 1990. (16) Z listu Gogola do Szewrewa. Żyła. PS Gogol. (17) I. Zołotusski. Scenariusz do 10. filmu seryjnego „Usprawiedliwienie Gogola” (18) N. Spasski. „Klątwa Gogola”, Moskwa, JSC „OLMA Media Group”, 2007. (19) Z wywiadu z księdzem Sergiuszem Kruglowem. Codzienne media internetowe. „Prawosławie i pokój” z 17 marca 2010 r. (20) M. Tsvetaeva, PSS (21) A.S. Puszkin, PSS.(22) Elena Chodakowska „Demony i Anioł Dostojewskiego”. Biografia naukowa: „Madame Dostojewska weszła do annałów jako standardowa przyjaciółka geniusza. Wróciła z zagranicy do Petersburga jako nowa osoba, pewna siebie matka dwójki dzieci. Wypędziła nienasyconych krewnych z domu. Zajęła się rodzinnymi finansami – z takim błyskotliwością, że Dostojewskiemu udało się spłacić wszystkie swoje stare długi. Została jego wydawcą, administratorem, korektorem, nianią i upragnioną kochanką. I to ich szczęście nie skończyło się przez czternaście lat. Do stycznia 1881.” (23) O. E. Mayorova. Dostojewski Fiodor Michajłowicz. Biografia i twórczość. (24) FM Dostojewski „Idiota”. (25) L. Szestow. Dostojewskiego i Nietzschego. (26) Z listu F. Dostojewskiego do A. Majkowa z 11 grudnia. 1868 (27) FM Dostojewski „Z notatnika”. (28) Wiaczesław Iwanow. Dostojewski i powieść tragedia: „Mit definiujemy jako sąd syntetyczny, w którym podmiot-symbol otrzymuje orzeczenie werbalne. W starożytnej historii religii jest to rodzaj pierwotnego mitu, który determinował pierwotny rytuał; dopiero później z rytuału wyrasta luksusowa mitologia, zwykle etiologiczna, tj. dążenie do zrozumienia danej już obecności kultowej; przykłady pierwotnego mitu: „rodzi się słońce”, „słońce umiera”, „bóg wchodzi w człowieka”, „dusza wylatuje z ciała”. Jeśli symbol jest wzbogacony o orzeczenie werbalne, tootrzymał życie i ruch; symbolika zamienia się w tworzenie mitów. Prawdziwie realistyczna symbolika, oparta na intuicji wyższych rzeczywistości, odnajduje tę zasadę życia i ruchu (czasownik symbolu lub czasownik-symbol) w samej intuicji, jako zrozumienie dynamicznej zasady zrozumiałej istoty, jako kontemplacja jego aktualnej formy, czyli kontemplacja jego światowej skuteczności i światowego działania. Wydaje się, że to mit w wyżej zdefiniowanym znaczeniu ma na myśli Dostojewski, mówiąc o „idei artystycznej” nabywanej przez „impuls poetycki” i trudnościach jej uchwycenia za pomocą przedstawienia poetyckiego. Że „idea” jest przede wszystkim wglądem w nadrzeczywiste działanie, ukryte pod falami zdarzeń zewnętrznych i jedyne, które je pojmuje, widać z wypowiedzi Dostojewskiego na temat jego quasi-„idealizmu”, czyli „realizmu w najwyższym stopniu”. sens.” (29) E. Sołowjowa. Esej biograficzny o Dostojewskim (30) Opis zespołu epileptyczno-padaczkowego, jego dziedziczenia i manifestacji w kolejnych pokoleniach w rodowodzie F. M. Dostojewskiego został dokonany w monografii V. P. Efroimsona. i M. G. Blyumina w 1978 r. Jednak O. N. Kuzniecow i V. I. Lebiediew ponownie analizują tę kwestię w artykule „Legenda świętej choroby F. M. Dostojewskiego” (W książce: Ateista, odczyty. M.: Politizdat, 1991. Wydanie 20 . s. 80-90), nie wspominając ani nie cytując wyników badań genetyczno-psychiatrycznych V. P. Efroimsona i M. G. Blyumina i nie biorąc ich pod uwagę, dochodzą do ambiwalentnego wniosku (31) V. P. Genetics. „Talizman”, 1995: „Jeśli spojrzymy na twórczość Dostojewskiego z psychiatrycznego punktu widzenia, uderzające jest projekcja na niemal wszystkie postacie niezwykłej lepkości i konkretności myślenia, gadatliwej dokładności, małostkowości i szczegółowości przy ciągłej utracie główna rzecz. Drugą cechą rzutowaną na bohaterów jest kompletna nielogiczność, irracjonalność, naga impulsywność i patologiczne zachowania. Trzecią cechą twórczości jest systematyczne, sadystyczne prowadzenie prawie wszystkich postaci przez wszystkie kręgi piekła Dantego. Jeśli słusznie powie się o L. N. Tołstoju, że stworzył tysiąc bardzo różnych ludzi i dla każdego z nich swój własny świat, to Dostojewski (nawet w znacznie większym stopniu niż Lermontow) w każdym dziele reprodukuje siebie i swoich w niemal wszystkich postaciach osobista wizja świata. Jeśli chodzi o patologię, w „Zbrodni i karze” jest to alkoholik i ekshibicjonista Marmeladow, hiperhisteryczna, afirmująca siebie Katerina Iwanowna, seksuopata i sadysta Swidrygajłow, a nawet trzeźwo rozsądny Łużyn, który bezczelnie podrzuca Sonieczce sto rubli Marmeladova oskarża ją o kradzież i zostaje na tym przyłapany. W „Idiocie” – książę Myszkin, który zaczyna i kończy się demencją padaczkową, postępującym paraliżem, kłamcą i złodziejem, generał Ardalion Iwołgin, morderczy kupiec Rogożin, Nastazja Filippovna, bez przerwy obnosząca się z faktem, że została uwiedziona jako dziewczynka i na tej podstawie poniżanie wszystkich, którzy mieli z nią kontakt, organizowanie obrzydliwych i obrzydliwych prowokacji; w „Demonach” - obrzydliwy przystojny Stawrogin, epileptycy Kiriłłow i Lebiadkin, wieszak, pasożyt, zdrajca Stepan Wierchowieński, Piotr Wierchowieński, „rewolucjonista”, aby zakłócić rozkręcającą się piłkę głupiego gubernatora cały makrokosmos intryg, nicości i głupców Lyamgina, Shigaleva, Virginsky'ego itp. z absurdalnym morderstwem. Kunstkamera głupców i nicości nie ma końca i wciąż się powtarza. Procharchin, Szumkow, Goladkin, Połzunkow, „Człowiek z metra”, „Hazardzista” ze swoimi bohaterami skutecznie rywalizują ze sobą w zakresie popełnianych absurdów i podłości. W „Nastolatku” – najszlachetniejszy Wiersiłow senior, marnując kilka fortun, gdy jego dzieci głodują, zawiera sojusz z całkowicie zawodowym kryminalistą Lambertem w celu bandyckiego ataku na swoją ofiarę. Z niezliczonych przykładów lepkiego, szczegółowego, niezwykle długiego delektowania się upokorzeniami własnej».

posts



108876263
23678199
1030013
29493889
91830623